sobota, 22 sierpnia 2015

Chapter 14

- Powiedz mi, jak to możliwe, że wy wszyscy już wyzdrowieliście, a ja nadal jestem chora – zadręczałam Sally takimi pytaniami, gdy po kilku dniach nadal nie czułam się najlepiej. Siedziałyśmy z dziewczynami na kanapie w salonie i oglądałyśmy jakiś film. Byłam owinięta kocem i zaopatrzona w chusteczki.
- Nie wiem – odpowiedziała, patrząc na mnie współczująco – Ale nie martw się, zajmiemy się tobą.
- Cały czas ze mną siedzicie, idźcie na miasto, gdziekolwiek.
- Myślisz, że zostawimy cię samą? – zapytała Veronica.
- Nie jestem już dzieckiem, poradzę sobie – odparłam, po czym wydmuchałam nos – Chłopaki wrócą ze studia za godzinę, idźcie z nimi do kina, dobrze?
Dziewczyny po jakimś czasie niechętnie się zgodziły. Pół godziny później oznajmiłam im, że chce mi się spać i poszłam na górę. Gdy weszłam do pokoju, rozebrałam się do bielizny i położyłam się na łóżku. Niestety nie mogłam zasnąć, dlatego po godzinie bezsensownego gapienia się w sufit postanowiłam zejść na dół i napić się wody. Założyłam na siebie tylko T-shirt, bo w domu nie było nikogo poza mną. Jakie było moje zdziwienie, gdy w kuchni zobaczyłam Kendalla i Jamesa siedzących przy laptopie.
- Co wy tu robicie? – zapytałam, a ich wzrok skierował się na mnie.
- Yyy...znajomy nas poprosił o pomoc przy jego stronie internetowej...dlatego nie poszliśmy z resztą do kina – odpowiedział blondyn, próbując na mnie nie patrzeć, jednak jego wzrok spoczywał na moich nogach.
Cho-le-ra
Nie mam na sobie spodenek.
- Zrobiłaś to specjalnie? – zapytał Maslow, unosząc brwi. Spojrzałam na niego z miną
mówiącą ‘’O co ci chodzi, człowieku?’’ – No wiesz, dwóch samotnych facetów i tylko ty w domu... – dokończył rozbawiony.
- Myślałam, że nikogo nie ma! – odpowiedziałam na swoje usprawiedliwienie, a po chwili wszyscy się śmialiśmy z zaistniałej sytuacji.
- Ubierz się, bo nie wyzdrowiejesz – powiedział James. W głowie zaświtał mi pewien pomysł.
- A co, jeśli nie chcę? – zapytałam, siadając na krześle obok niego. Oderwał wzrok od laptopa i spojrzał na mnie.
- To wtedy sam będę musiał cię ubrać – odparł.
- Naprawdę? To dlaczego rozbierasz mnie wzrokiem? – zapytałam, a jemu opadła szczęka, ale się uśmiechnął.
- Uwierz, chętnie bym cię teraz rozebrał nie tylko wzrokiem, ale są dwa powody, dla których tego nie zrobię. Po pierwsze, siedzi tu z nami Kendall, który przypomina nam o swoim istnieniu śmiechem – wskazał palcem na blondyna – Po drugie, jesteś chora i powinnaś być ubrana jak najcieplej, więc wynocha na górę i nie pokazuj mi się tu bez spodni i swetra. Zrozumiano?
- Ale mi jest ciepło.
- Bez dyskusji.
- Ale...
- Mam cię zaprowadzić na górę?
- Ehh, dobra, już idę, mamo – odparłam i udałam się do swojego pokoju. Założyłam spodnie i luźną bluzę i z powrotem zeszłam na dół. Kiedy byłam w połowie schodów, usłyszałam rozmowę chłopaków.
- Kiedy z nią pogadasz? – to był głos Schmidta.
- Codziennie z nią gadam – odparł James, stukając w klawiaturę.
- Wiesz, o co mi chodzi. Ty jej też wpadłeś w oko, to widać.
- Zajmijmy się stroną, okay? – i na tym rozmowa się skończyła, bo przyszłam do nich.
- Dużo jeszcze macie do zrobienia? – zapytałam, siadając. Nie dałam po sobie poznać, że coś usłyszałam.
- Nie, już prawie skończyliśmy – odpowiedział Kendall – Właściwie to mogę sam to dokończyć w swoim pokoju – zabrał laptopa i poklepał Jamesa po plecach, gdy koło niego przechodził – Pogadajcie sobie – uśmiechnął się do mnie i poszedł na górę. Przez chwilę panowała niezręczna cisza.
- To...hmm...powinni niedługo wrócić z kina, nie?
- Tak, zaraz pewnie będą. Eee...Allie?
- Tak?
- Zastanawiałem się, czy...czy nie chciałabyś...wyjść gdzieś ze mną? Oczywiście jak już wyzdrowiejesz.
- Proponujesz mi...randkę? – zapytałam, odczuwając wiele emocji: szczęście, zaskoczenie, ekscytację i...strach. Mimowolnie przed oczami stanął mi obraz naszego ostatniego wyjścia, zanim znalazłam się w szpitalu. Nie wiem, czy to działo się naprawdę. Nie wiem, dlaczego oni mnie nie pamiętają. Ale wiem jedno. Cholernie się go wtedy bałam. A co jeśli sytuacja by się powtórzyła i znowu by mnie uderzył? Jednak on w ogóle nie przypominał tamtego Jamesa...Powinnam się zgodzić?
- To jak? Chciałabyś?
Dobre pytanie. Chciałabym?
- Nie wiem – odparłam.
Serio? Nie wiem? Czy ja mogę zrobić z siebie większą idiotkę?
- Nie wiesz? – bardziej stwierdził, niż zapytał – Okay, nie było tematu...Pójdę sprawdzić, jak idzie Kendallowi...
- Zaczekaj, ja nie powiedziałam, że nie chcę. Zobaczymy, jak wyzdrowieję. No i to zależy też od tego, czy będziesz miał czas.
- Jasne – wydawało mi się, że odczuł ulgę – Może obejrzymy jakiś film? – zapytał. Skinęłam głową i usiedliśmy na kanapie w salonie. Maslow znalazł jakiś kryminał. Po kilku minutach filmu usłyszałam dźwięk przychodzącego SMS-a. Nieznany numer. Odczytałam go i zbladłam.

‘’Nawet nie myśl o zbliżaniu się do niego, jeśli nie chcesz niczyjej krzywdy. Uważaj, co robisz, dziwko’’
_______________________________________________________________________________
Tiaa, niby zaczynało się układać, a tu proszę XD 
Teraz chyba już do końca będzie piekło
Kto mógł wysłać tą wiadomość, jakieś pomysły? 

środa, 19 sierpnia 2015

Chapter 13

Po tamtej nocy wszyscy byliśmy chorzy. No, prawie wszyscy. Nie wiem, jakim cudem, ale Henderson czuł się znakomicie. Dlatego teraz chodził od pokoju do pokoju i nam pomagał, a przy okazji się z nas nabijał.
- Dlaczego nie jesteś chory? – zapytałam z wyrzutem, gdy przyniósł mi herbatę i leki.
- Dziękuję za troskę, Logan. Naprawdę doceniam twoją pomoc, jesteś wspaniały – odpowiedział ironicznie.
- Przecież wiesz, że jesteś – powiedziałam, biorąc od niego kubek i upijając jego zawartość.
- Piękne słowa. Za to mam coś jeszcze dla ciebie – wyciągnął zza pleców dużą tabliczkę czekolady i mi ją wręczył – Po tym na pewno poczujesz się lepiej.
- O, dziękuję. Powiedziałabym, że czuję się wyjątkowo, ale pewnie dałeś taką każdemu w tym domu.
- Tylko moim paniom, chłopaki jakoś sobie poradzą bez – odparł ze śmiechem. Też się zaśmiałam, ale skończyło się to na ataku kaszlu.
- Ja umieram, Logan.
- Nie sądzę. Za kilka dni ci przejdzie. Reszcie też.
- Mam taką nadzieję – westchnęłam i wydmuchałam nos. Był taki czerwony, że Rudolf mógłby poczuć się zazdrosny.
- Zejdziesz na kolację? – zapytał chłopak – Wszyscy już są na dole.
- A zaniesiesz mnie na dół?
- O nie, jesteś już dużą dziewczynką, umiesz sama chodzić.
- Nie obraźcie się, ale czuję się okropnie i nie mam ochoty wychodzić z łóżka – powiedziałam i kichnęłam kilka razy pod rząd.
- Rozumiem. Jakby co, to wiesz, gdzie jesteśmy. Wystarczy zawołać.
- Jasne, dzięki – zwróciłam się jeszcze do niego, gdy wychodził z pokoju.
Zamknęłam oczy i po kilkunastu minutach zmorzył mnie sen.
Śniłam o labiryncie, a z tego snu wyrwało mnie pukanie do drzwi. Otworzyłam oczy i przewróciłam się tak, że leżałam na brzuchu. Czując piekielny ból głowy, zakryłam uszy poduszkami. Pukanie nie ustąpiło.
Przeklinam cię, kimkolwiek jesteś.
- Odejdź! – krzyknęłam, używając najbardziej napastliwego tonu, na jaki było mnie stać.
Po chwili ten ktoś sobie poszedł. Pogratulowałam sobie w myślach, że zamknęłam drzwi na klucz. Przez kilka minut wierciłam się w łóżku, bo każda pozycja była niewygodna. Właśnie zrzuciłam z siebie kołdrę, bo miałam wrażenie, że chodzą po niej robaki (często tak miałam, ale nigdy nie było to prawdą), gdy nagle znowu usłyszałam pukanie. Tym razem nie trwało tak długo jak wcześniej, ale teraz doszły do tego jakieś głosy. Były za ciche, żebym mogła rozpoznać, do kogo należą, albo co mówią. Do moich uszu dotarł też szczęk zamka w drzwiach. Zapasowe klucze?
Drzwi otworzyły się, ale nie zobaczyłam, kto wszedł, bo znowu leżałam na brzuchu. Oczy miałam zamknięte, ale postanowiłam się odezwać.
- Zwykle jeśli ktoś mówi ‘’odejdź’’, to nie chce towarzystwa, wiesz?
- Chyba, że ten ktoś nie wie, co mówi – właściciela tego głosu najmniej się tutaj spodziewałam. W ciągu kilku milisekund uświadomiłam sobie powagę sytuacji: leżałam na łóżku, mając na sobie tylko biały podkoszulek i ledwo zakrywające tyłek spodenki, a w moim pokoju znajdował się rozbawiony (co wywnioskowałam, słysząc jego głos) James Maslow. Na domiar złego podkoszulek mi się podwinął, co oznaczało, że widział połowę moich nagich pleców. Szybko odwróciłam się do niego i zakryłam się kołdrą, tak że było widać tylko moją głowę. Policzki paliły mnie od środka.
- Dzięki, James – usłyszałam głos Vanessy. Stała kilka kroków za nim, trzymając w rękach talerz z jakąś sałatką i szklankę soku – Możesz już wrócić do reszty – dodała, gdy zauważyła, że przygląda mi się odrobinę za długo. Starałam się unikać kontaktu wzrokowego, dlatego zajęłam się zabawą swoimi włosami.
- Jesteś pewna? Mogę zostać i ją nakarmić – spojrzałam na niego i uniosłam brwi. Dostrzegłam, że mimo choroby on i tak wygląda dużo lepiej ode mnie, a jego głos nie jest aż tak zachrypnięty. Humor też mu dopisywał. Van również nie wyglądała tak źle jak ja. Czy tylko ja przypominałam renifera?
- Dam sobie radę. A teraz wynocha, bo nas irytujesz. Prawda, Allie?
- Prawda – odparłam, nie patrząc na chłopaka.
- Dobra, już spadam – podszedł do drzwi – Allie?
- Co?
- Śliczny nosek – zamknął za sobą drzwi, zanim zdążyłam rzucić w niego poduszką. Vanessa postawiła talerz i szklankę na szafce obok łóżka i przez chwilę mi się przyglądała. Jej uśmiech robił się coraz szerszy, wprost proporcjonalnie do poziomu mojej irytacji.
- Co?
- Mogę zostać i ją nakarmić. Śliczny nosek – przedrzeźniała Jamesa. Dostała za to poduszką. Wzięłam szklankę i napiłam się soku - Jak to powiedział, to twoje policzki przybrały kolor twojego nosa – zaśmiała się – On ci się podoba! – powiedziała uradowana, a ja zakrztusiłam się sokiem.
- Wcale nie – odpowiedziałam cicho, gapiąc się w swój telefon, chociaż nie widziałam w nim nic godnego uwagi.
- Ależ tak! Allie, on jest wolny, przystojny, miły, troskliwy...
- I nie jest mną zainteresowany. A ty przestań go tak komplementować, bo Logan będzie zazdrosny.
- On cię lubi! – ciągnęła dalej, nie zważając na moje słowa – Bylibyście piękną parą, on traktowałby cię jak księżniczkę!
I nagle, nie wiedząc dlaczego, posmutniałam.
- Van, przestań, proszę cię. On mi się nie podoba...

Tylko dlaczego zawsze w jego obecności robi mi się gorąco?
_______________________________________________________________________________
Nie chcę znowu żebrać o komentarze, ale nie dziwcie się, że mi się nie chce pisać, jak są tylko 2 ._. 

niedziela, 9 sierpnia 2015

Chapter 12

- Czy masz przeczucie, jak umrzesz? – tak brzmiało kolejne pytanie z listy. Ja już wiedziałam, jak umrę. Zamarznę i utonę w tym deszczu. Zawsze twierdziłam, że kocham deszcz. Tak, ale dzisiaj nasza miłość się chyba wypaliła. Chciałam już udać się do łóżka z ciepłym kocem i kubkiem herbaty. Gdybym powiedziała o tym mojemu towarzyszowi, na pewno by się zgodził i wrócilibyśmy do domu. Ale nie. Allie Smith nie okaże słabości. To nic, że potem przez miesiąc będę się kurować, trzeba być silnym! Z moją głową zaczynało dziać się coś złego.
- Pewnie ze starości. Będę miał osiemdziesiątkę na karku i kopnę w kalendarz. Takie życie – odpowiedział Kendall.
- Taka śmierć – dodałam – Jeśli chodzi o mnie, to choroba. Nie wiem jaka, ale na pewno to będzie choroba.
- Skąd ta pewność?
- Nie wiem, zimno mi, wszystko mnie boli, jestem cała mokra. Mam wrażenie, że za chwilę będziesz musiał zakopać tu moje zwłoki.
- Już kończymy, pomyśl o czymś ciepłym.
- Kakao?
- Może być kakao.
- Zrobisz mi kakao, jak wrócimy?
- Jasne, zrobię ci kakao.
- Lubię kakao, wiesz?
- Każdy lubi kakao.
- Kakao jest ciepłe, prawda?
- Tak, Allie, kakao jest bardzo ciepłe. Chyba, że włożysz kubek do zamrażarki.
- Do zamrażarki...to tak jakby...zabić ideę kakao...kakao musi być ciepłe.
- Będziesz miała najcieplejsze kakao na świecie, ale najpierw musimy skończyć grę.
- Czekaj. Zauważyłeś te podobieństwo nazwisk? Schmidt – Smith – Smith – Schmidt. A co jak jesteśmy rodzeństwem, tylko ktoś się pomylił w papierach?
- Może masz rację, koniecznie trzeba to sprawdzić, siostro.
Szybko odpowiadaliśmy na resztę pytań. Musieliśmy opowiedzieć jak najwięcej o swoim życiu w 4 minuty. Powiedziałam Kendallowi, że moi rodzice zginęli w wypadku, gdy byłam mała. Że wychowywałam się w piekle. Że nigdy nie miałam przyjaciół. I resztę swojego żałosnego losu. Schmidt natomiast podzielił się ze mną faktem, że jako dzieciak był zmuszany przez rodzinę do gry na gitarze. Na początku nie dawał sobie z tym rady i miał serdecznie dość tych strun, ale z czasem umiał grać coraz lepiej i sprawiało mu to coraz większą przyjemność. Dzisiaj nie wyobraża sobie życia bez muzyki. Dowiedziałam się również, że dzieci często mu dokuczały w szkole.
- Powiedz partnerce coś, co ci się w niej podoba – przeczytał chłopak, spoglądając na mnie. Zlustrował mnie wzrokiem.
- No dalej, powiedz, że nic ci...
- Uśmiech, dłonie, nogi...- wyliczył. Kłamca, powiedział tak tylko dlatego, żeby mi nie sprawić przykrości.
- Oczy – odparłam zaraz, patrząc na niego.
Opowiadaliśmy jeszcze o swoich wspomnieniach, zawstydzających momentach, marzeniach. Po ostatnim pytaniu zerwałam się z miejsca i zaczęłam biec. Nie zwracałam uwagi na krzyki Kendalla. Minęło kilka minut, a ja uświadomiłam sobie, że nie wiem, w którą stronę mam biec. Przecież to był labirynt. Jak miałam się z niego wydostać? Przestało padać, ale to nie sprawiło, że poczułam się lepiej. Powoli traciłam zmysły.
Brawo idiotko, teraz minie kilka godzin, zanim znajdziesz wyjście.
Zaczęły boleć mnie nogi, więc zwolniłam tempo. Minęły 2 godziny, a ja nadal szłam na oślep. Może zbliżałam się do celu, może oddałam się od niego. To wiedział tylko Bóg.
Los chyba się do mnie uśmiechnął, bo usłyszałam rozmowę dwojga osób. Serce podeszło mi do gardła, gdy rozpoznałam te głosy. Siostra Logana, Veronica. I...on. James Maslow we własnej osobie. Wiem, że nie powinnam podsłuchiwać, ale to było silniejsze ode mnie. Wyrzuty sumienia dopadną mnie później. Zadała mu jakieś pytanie, ale nie zrozumiałam. Musiałam podejść trochę bliżej.
- ...ale to jeszcze nic. Gdy miałem pięć lat, ona po prostu wyszła z domu, bo kazałem jej przynieść mi jakąś zabawkę. I wszystko było okay. Weszła do sklepu i nawet do mnie zadzwoniła, jak oglądała zabawki i zastanawiała się, co wybrać. Powiedziała, że przywiezie mi za chwilę nowy samochodzik do kolekcji - zaśmiał się krótko pod nosem – Ale wiesz co? Minęło pół godziny, a ona nadal nie przyjechała. Minęło kilka godzin, a jej ciągle nie było. Byłem na nią zły – głos mu się załamał – Ale ona już nigdy nie wróciła.
Zrobiło mi się tak cholernie przykro. Chciałam go jakoś pocieszyć. Chciałam, żeby przestał cierpieć. Gdy usłyszałam jego głos, tak bardzo przepełniony bólem, momentalnie zaczęła boleć mnie głowa.
- James, nie możesz się obwiniać, byłeś dzieckiem. Poza tym nie mogłeś przewidzieć, że jakiś wariat spowoduje wypadek – odparła dziewczyna. Maslow chyba chciał jeszcze coś powiedzieć, ale zaczął kaszleć.
To miała być rozmowa między nimi dwojga.
To miała usłyszeć tylko Veronica.
Nie powinnam o tym wiedzieć.
Odwróciłam się i zamarłam.
- A kuku! – usłyszałam głos Hendersona. Obok niego stał Carlos.
- A co to, podsłuchujemy? – zapytał Latynos.
- Ja? Ja nigdy bym...
- Co robisz tu sama? – Logan spytał cicho. Nie chcieliśmy, żeby tamci nas usłyszeli – Gdzie twój towarzysz lub towarzyszka?
- Kendall...on...nie wiem...pobiegłam sama...i...- zrobiło mi się słabo. Poczułam, jak tracę panowanie nad nogami. Od bliskiego spotkania z ziemią uratował mnie Pena, który mnie złapał w ostatniej chwili.
- Chodźmy już. Jesteś cała lodowata.
Chłopaki znali drogę i po jakimś czasie dotarliśmy do miejsca, gdzie zaparkowaliśmy naszymi samochodami. Dosłownie wepchnęli mnie do środka, a Logan otulił mnie kocem.
- Przepraszam, przez nas znowu będziesz chora...
- Nic mi – kichnęłam – nie jest.
- A ja jestem księżniczką – odpowiedział ironicznie brunet.
- Stary, nie tylko ona się rozchoruje. Ja też nie czuję się najlepiej – odezwał się Carlos, kaszląc.

- Tylko mi tu nie pozdychajcie, okay? Wujek Logan się wami zajmie. 
________________________________________________________________________________
Na samym początku chciałabym coś sprostować. W ostatnim rozdziale Allie i Kendall NIE uprawiali seksu ani nawet się NIE pocałowali. Myślałam, że to było jasne, ale wyciągnęliście błędne wnioski. Mówiłam też, że wyjaśnię, o co chodzi z tymi pytaniami. W realnym świecie istnieje 36 takich pytań, które mogą sprawić, że dwie osoby zbliżą się do siebie. Do opowiadania wybrałam tylko kilka, całość możecie znaleźć, wpisując w Google '36 pytań dr Arona'. 
Bardzo proszę o komentarze, bo ich ilość nie jest adekwatna do liczby odwiedzin bloga ._. Ja naprawdę chcę wiedzieć, co myślicie ._. Powiedzcie mi, co wam się nie podoba ._. Jestem tu dla was przecież ._. 
A TERAZ NIECH KTOŚ ZROBI MI KAKAO, BO JEST TAK ZIMNO, ŻE NIE WYRABIAM. 
znowu się rozpisałam ;-; 

środa, 5 sierpnia 2015

Chapter 11

Każdy ustawił się przed innym wejściem. Schowałam kartkę z pytaniami do tylnej kieszeni spodni.
- Wchodzimy na trzy. Raz...
- Dwa...
- Trzy...
Zrobiłam krok do przodu. Promienie słoneczne oświetlały drogę. Trochę się bałam. O co chodziło w tej grze? Na kogo trafię? Żeby poznać odpowiedzi na te pytania, musiałam iść naprzód. Nie chciałam jeszcze czytać tej kartki. Miałam wrażenie, że to nie są zwyczajne pytania.
Szłam już chyba godzinę. Z każdym kolejnym krokiem czułam coraz większą...ekscytację? Nie mogłam się doczekać, kiedy kogoś zobaczę. Skarciłam się w myślach, gdy pomyślałam o jednym z chłopaków. Prawdopodobieństwo, że wpadnę właśnie na niego wynosiło...1/7. A może lepiej byłoby spotkać którąś z dziewczyn? Perspektywa spędzenia kilku godzin z chłopakiem w labiryncie w nocy była trochę przerażająca. Czułabym się skrępowana.
Nie rozumiałam, jaki był cel tej gry. Nie wiem nawet, czy chciałam rozumieć.
Przestraszyłam się, gdy niedaleko moich stóp ujrzałam martwego ptaka. Czy tutaj jest coś, co mogło go...?
Moje rozmyślania przerwał odgłos czyichś kroków. Postanowiłam powoli podążyć w tamtym kierunku, ale gdy byłam już prawie na skrzyżowaniu ścieżek, potknęłam się o jakiś korzeń. Pech chciał, że osoba, której kroki słyszałam, była tak blisko, że na nią wpadłam. On wylądował na ziemi, a ja na nim. Leżałam na Kendallu. Otworzyłam usta ze zdziwienia i już miałam coś powiedzieć, gdy blondyn położył dłoń na moich ustach i pokręcił głową. No tak, zapomniałam, że mieliśmy się jeszcze nie odzywać. Wpatrywałam się w jego twarz, z której mogłam odczytać, że on również spodziewał się innej osoby. Jednak uśmiechnął się do mnie, jakby chciał powiedzieć ‘nie będzie tak źle’. Również się uśmiechnęłam, po czym zorientowałam się, że nadal przylegam do niego prawie całym swoim ciałem i położyłam się na plecach obok niego.
Idiotka, idiotka, idiotka.
Słońce powoli zachodziło. Zrobiło mi się zimno, bo miałam na sobie tylko bluzkę z krótkim rękawkiem. Chłopak to zauważył i przysunął się do mnie, otaczając mnie ramieniem. Wtuliłam się w jego tors i jakiś czas później zasnęłam.
Obudziły mnie krople deszczu padające mi na twarz.
Co jest?
Było ciemno.
Kendall ciągle mnie obejmował. Spojrzałam na niego. Miał zamknięte oczy. Potem skierowałam wzrok w stronę nieba. Mimo chmur i deszczu zauważyłam jasną kropkę.
Gwiazdka.
Bałam się odezwać, bo miałam wrażenie, że wszyscy mnie usłyszą. A to głupie, bo labirynt był ogromny. Dlatego odwróciłam się tak, żeby moje usta znajdowały się przy uchu chłopaka. Dzieliło je dosłownie kilka milimetrów.
- Kendall...- wyszeptałam. Zero reakcji – Schmidt, obudź się, do cholery – nadal szeptałam – Jak ty możesz spać, skoro pada? – zirytowałam się.
- Zdradzę ci sekret – odwrócił się w moją stronę, dopiero teraz otworzył oczy. Jego twarz była teraz niebezpiecznie blisko mojej – Wcale nie spałem – również szeptał. Uśmiechnął się.
- Kretynie, dlaczego mnie nie obudziłeś? – zapytałam z wyrzutem i kichnęłam. Kolega podał mi chusteczki – Dzięki.
- Po co miałem cię budzić, skoro nie ma jeszcze gwiazdki? O Boże, Allie...my łamiemy zasady! – spojrzałam na niego z politowaniem i wskazałam na małą gwiazdkę na niebie – To na co czekamy?
Wyciągnęłam swoją kartkę, ale zanim ją rozłożyłam, zapytałam go o dość istotną rzecz.
- Czy...my zrobimy to...leżąc?
- Możemy stać, jeśli wolisz... – zaśmiał się, a do mnie dotarło, jak źle zabrzmiało to pytanie.
- Chodziło mi o...
- Wiem. A jak ci wygodniej?
- Właściwie możemy tak zostać...- odpowiedziałam i znowu kichnęłam. Tym razem kilka razy pod rząd.
- Jezu, ty mi się tu rozchorujesz. Super pogodę wybraliśmy...
- Nic mi nie będzie.
- Chodź tu – powiedział i znowu przyciągnął mnie do siebie. Oboje byliśmy cali mokrzy. Przytulanie miało sprawić, że będzie nam cieplej. I faktycznie tak było.
- Panie mają pierwszeństwo, czytaj pierwsze pytanie.
- Okay – spojrzałam na kartkę. Wcześniej włączyliśmy latarki w telefonach, żebyśmy coś widzieli - Gdybyś mógł zaprosić do siebie na obiad kogokolwiek na świecie, kogo byś wybrał?
- Hmm...Jennifer Aniston. Uwielbiam ją, jest świetną aktorką. A ty, kogo?
- To ja powiem, że...- namyślałam się chwilę – Leonarda DiCaprio. Teraz ty pytasz pierwszy.
- Czy kiedykolwiek ćwiczysz, co chcesz powiedzieć, zanim do kogoś dzwonisz? Czemu to robisz?
- Zawsze – zaczęłam kaszleć – Pewnie dlatego, że się denerwuję i język mi się plącze.
- Słuchaj, możemy to skończyć i wrócić do domu. Bo za chwilę znowu będziemy musieli zawieźć cię do szpitala.
- Daj spokój, jest okay – zapewniłam go i wzmocniłam nasz uścisk, nie przerywając kontaktu wzrokowego – Twoja kolej. Odpowiedz na pytanie.
- To chyba zależy od tego, z kim rozmawiam. Jeśli jest to dziewczyna, która mi się podoba, to tak.
- Jakby wyglądał twój idealny dzień? – przeczytałam kolejne pytanie.
- Wystarczy, że spędziłbym go w wyjątkowym towarzystwie. A twój?
- Nie wiem, może poszłabym z kimś na plażę i oglądalibyśmy zachód słońca. Albo, może to głupie, ale nigdy nie byłam na piżama party, czy czymś w tym stylu.
- Naprawdę? Dziewczyny często urządzają sobie takie babskie wieczory, jeszcze ci się to znudzi, zobaczysz – zapewnił z uśmiechem. Nie mogłam odgonić od siebie myśli, że wcześniej tego nie robiły - Kiedy ostatnio śpiewałaś dla kogoś? A dla siebie?
- O nie, ja nie śpiewam – odparłam od razu.
- Żartujesz? Nawet dla siebie? – blondyn spojrzał na mnie zszokowany.  Nie dał mi spokoju, gdy potwierdziłam – No weź, najwyższy czas to zmienić! – nagle wstał i mnie też pociągnął do pozycji stojącej.  Najpierw tylko staliśmy naprzeciwko siebie, trzymając się za ręce, a po chwili on zaczął śpiewać.
- I’ve had the time of my life
And I’ve never felt this way before
And I swear this is true
And I owe it all to you
Brzmiał niesamowicie. Potem puścił moją lewą dłoń i zaczął grać w grę pt. ‘Ile Allie zrobi piruetów, zanim zwymiotuje’. Po kilku przystopował i położył rękę na moich plecach.
- Śpiewaj ze mną, Allie – poprosił. Musiał to powtórzyć kilka razy, żebym posłuchała. Śpiewaliśmy i tańczyliśmy, zapominając o wszystkim dookoła. W pewnym momencie byliśmy tak blisko, że Kendall dotykał swoimi ustami mojego czoła. Powoli przenosił je coraz niżej. Zatrzymał się, gdy doszedł do górnej wargi. To nie był pocałunek. To nie było nawet nic zbliżonego do niego. Ani nie miało być. To była tylko kolejna próba wykrzesania odrobiny ciepła. Bo nam obojgu było tej nocy tak cholernie zimno. Żeby rozgrzać się jeszcze bardziej, zamknęłam oczy i przywołałam obraz  uśmiechającego się Jamesa.
Nie mógłbym zapomnieć o takiej ładnej dziewczynie.
I wyobraziłam sobie, że to właśnie on trzyma mnie w objęciach.
Że to on mnie dotyka.

Że to z nim spędzam tę noc. 
___________________________________________________________________________
WOW, CO TAK SZYBKO?!
Kocham was, to wszystko z miłości do was
Żartuję, zaczęłam pisać rozdział wczoraj wieczorem, położyłam się później do łóżka i...nie mogłam spać. Cały czas myślałam o tym rozdziale. Dlatego dzisiaj wstałam przed 7 i go dokończyłam. 
WIDZICIE, CO JA DLA WAS ROBIĘ? WSTAJĘ PRZED 7 RANO W WAKACJE. TO SKANDAL. 
Uwielbiam wasze komentarze. Naprawdę, swoimi słowami wywołujecie uśmiech na mojej twarzy. 
Nie ma ich wiele, no szkoda, mam nadzieję, że z czasem będzie więcej. 
Tylko jedna osoba odpowiedziała na wszystkie moje pytania, i chociaż nie spodobała mi się odpowiedź z pomarańczą, bo to MANDARYNKI GÓRĄ, to zgodnie z obietnicą, THE UNFORGIVEN, jeśli chcesz mnie o coś zapytać, jakieś dalsze losy bohaterów, lub normalnie pogadać - wyślij mi linka do swojego fb, na asku bądź dm na twitterze, gdzie chcesz :) 
I TAK NA PODSUMOWANIE:
NIKT SIĘ TEGO NIE SPODZIEWAŁ, PRAWDA? KAŻDY OBSTAWIAŁ, ŻE SPOTKA JAMESA? NIE MA TAK ŁATWO, TO BYŁOBY ZBYT PRZEWIDYWALNE XD 
A TERAZ CZEKAM NA ZAŻALENIA, BO WIEM, ŻE WAS ZRANIŁAM XD 
A, i o co chodzi z tymi pytaniami, wyjaśnię następnym razem x 

niedziela, 2 sierpnia 2015

Chapter 10

Zostali jeszcze na kilka minut, żeby mnie pocieszać. Wydawało mi się to dziwne. Uważali mnie za zupełnie obcą osobę, a mimo to przejęli się moim losem. To naprawdę dobrzy ludzie.
Carlos zaproponował, że zostawią mnie teraz, żebym odpoczęła i odwiedzą mnie znowu jutro. Przyjaciołom odpowiadał ten pomysł, dlatego wszyscy się ze mną pożegnali i zmierzali do wyjścia. No, prawie wszyscy.
- James, idziesz? – zapytał Kendall.
- Wy idźcie, zaraz was dogonię – odparł Maslow, patrząc na mnie. Nie, to nie dzieje się naprawdę. Mam z nim zostać sam na sam?
Schmidt chwilę patrzył to na mnie, to na niego, aż w końcu skinął głową i wyszedł, nie pytając, o co chodzi.
James, który dotychczas stał przy ścianie, teraz usiadł na krześle obok mnie. Automatycznie przysunęłam się do drugiej krawędzi łóżka, żeby znaleźć się jak najdalej niego. Moja reakcja chyba go zdziwiła, ale nic o tym nie powiedział, tylko się we mnie wpatrywał.
- Słuchaj, to...to ja cię znalazłem pod drzewem, całkiem zmarzniętą – spojrzałam na niego. Tak, kretynie. Ty i Logan. Kilka tygodni temu – I ja cię wziąłem do mojego samochodu. Ja cię tu przywiozłem – tutaj zawahał się, czy mówić dalej – Gdy niosłem cię na rękach, ty... – wziął czystą kartkę z szafki i długopis i wcisnął mi to do ręki. Moje serce niemal stanęło, gdy mnie dotknął. To ta dłoń. Tą dłonią mnie uderzył - ...szeptałaś moje imię – patrzył na mnie zszokowany moją reakcją na jego dotyk, ale potem mówił dalej – To wydało mi się dziwne, bo przecież nigdy wcześniej się nie spotkaliśmy...prawda?
Spojrzałam na pustą kartkę i napisałam na niej prawdę.
Pewnie chodziło mi o innego Jamesa.
Bo to był inny James. Tamten James na pewno nie prowadziłby ze mną teraz miłej pogawędki. Tamten James dałby mi nauczkę za to, co powiedziałam tamtej nocy.
Podałam mu kartkę, uważając, by moja dłoń nie zetknęła się z jego.
- Tak właśnie pomyślałem, ale chciałem się upewnić. Myślałem, że może poznaliśmy się wcześniej, a ja cię...nie pamiętam – w tym momencie się uśmiechnął – Ale to niemożliwe. Nie mógłbym zapomnieć o takiej ładnej dziewczynie.
Więc to ze mną jest coś nie tak.
- Nie mogę się doczekać, kiedy odzyskasz głos i cię stąd wypuszczą. Musimy się lepiej poznać – wstał z krzesła i podszedł do drzwi – I nie martw się, u nas będzie ci dobrze. Do jutra – uśmiechnął się na pożegnanie.
Kilkanaście minut później zasnęłam, mając przed oczami ten uśmiech.
Minęło kilka dni (codziennie mnie odwiedzali, ponownie poznałam Veronicę), zanim lekarz dał mi wypis. Potrafiłam już się odezwać, ale kazał mi oszczędzać głos.
Dom wyglądał nieco inaczej niż wcześniej. Teraz kolory ścian były cieplejsze, a na ścianach wisiały...płyty? Złote, platynowe z napisem Big Time Rush. Carlos zauważył, że się w nie wpatruję.
- No tak, nie wspomnieliśmy, że...
- Jesteście zespołem muzycznym? Jesteście...sławni?
- Już od paru lat – odpowiedział Kendall – Mam nadzieję, że ci to nie przeszkadza?
- Nie, coś ty. Tylko...nie wiedziałam, że będę mieszkać z gwiazdami – byłam w szoku.
- Daj spokój, jakimi gwiazdami...– odezwał się Logan – Chodź na górę, pokażę ci twój pokój – tak właśnie zrobiliśmy - Zaraz naprzeciwko masz mnie, a obok Veronicę. Moja siostra czasami potrafi być irytująca, przekonałem się o tym przez te wszystkie lata...ale jestem pewien, że się polubicie. I z dziewczynami też. A jakby były z nimi jakieś problemy, to zgłoś się do mnie, okay?
On mówił o tym tak, jakby Veronica nigdy nie wyjechała. Pewnie tak było. Chyba muszę zapomnieć o świecie przed szpitalem, bo wszystko mi się pomiesza.
- Jasne.
- Dobra, teraz pojedziemy wszyscy w takie jedno miejsce. Jak będziesz gotowa, to zejdź na dół.
- Jakie miejsce? – zapytałam, ale nie usłyszałam odpowiedzi, bo chłopak już zszedł do przyjaciół.
Weszłam do swojego pokoju, w którym miałam duże lustro i stanęłam przed nim. Nagle dostałam ochoty na sprowokowanie wymiotów. Nienawidziłam swojego ciała. Nienawidziłam siebie.
Po tym, jak przestałam się nad sobą użalać i skorzystałam z łazienki, zeszłam na dół. Wszyscy już czekali, a ja nadal nie dowiedziałam się, dokąd jedziemy. Zżerała mnie ciekawość. Co oni wymyślili?
- Powiedzcie mi! – upierałam się jak małe dziecko, gdy wsiadaliśmy do samochodu. Rzecz jasna, jechaliśmy dwoma, bo nie zmieścilibyśmy się w jednym. Usiadłam z tyłu, obok mnie siedziała Sally, pasażerem z przodu był  Carlos, a kierowała Veronica. Trochę to mnie zdziwiło.
- Dlaczego muszę przebywać w towarzystwie samych lasek? – zapytał nas Pena z wyrzutem, podczas gdy Veronica wyjechała na ulicę.
- Przegrałeś w marynarzyka? – odpowiedziała pytaniem jego dziewczyna.
- Przeciwnie, wygrałem! Nie zrozumcie mnie źle, podoba mi się towarzystwo pań, tylko...
- Tylko? – pani za kółkiem spojrzała na niego z zaciekawieniem.
- Ty lepiej patrz na drogę. Chodzi o to, że jest mi...niezręcznie.
- Dlaczego? – tym razem ja zapytałam, rozbawiona tonem jego głosu.
- Trzeba być facetem, żeby to zrozumieć – odparł całkiem poważnie.
- Kotku, czy ty sugerujesz, że kobiety są za głupie, żeby pojąć tok rozumowania samców?
- Kochanie...ja wcale tak nie powiedziałem...- reszta drogi upłynęła na podobnych rozmowach. Po kilkunastu minutach dojechaliśmy na miejsce. Wszyscy wysiedliśmy z aut i zobaczyliśmy przed sobą teren przypominający labirynt. Do środka prowadziło 10 ścieżek. Nie był to zwykły labirynt. Dwumetrowy żywopłot zdobiły piękne kwiaty o różnych barwach. Ich cudowny zapach czuć było chyba z kilometra.
- Chłopaki, skąd wytrzasnęliście takie piękne miejsce? – zachwycała się Vanessa. Więc one też nigdy wcześniej tu nie były.
- Tajemnica – odpowiedział uśmiechnięty Logan – Wymyśliliśmy dla was grę, drogie panie.
- Mam zacząć się bać? – zapytałam.
- Jasne, będzie przerażająco. Zasady są proste: każdy wchodzi do środka innym wejściem. Idziemy do czasu, aż spotkamy inną osobę. Wtedy kładziemy się z nią na ziemię i nie możemy się odezwać dopóki nie zobaczymy gwiazdki na niebie. A wtedy...- wyjął z kieszeni 8 kartek i zaczął rozdawać każdemu. Przyjrzałam się swojej. Znajdowało się tam 36 pytań. 
- Okay, boję się – przerwała mu Vanessa.
- Wtedy zaczniemy nawzajem sobie zadawać te oto pytania, patrząc sobie cały czas w oczy.
- Po co cały ten cyrk? – zapytała Veronica.

- Żeby było ciekawie – zaśmiał się Kendall – Tylko nie odpowiadamy za to, co stanie się potem. 
________________________________________________________________________________
Nie mam pojęcia co tutaj napisać, ale chciałabym nawiązać z wami jakikolwiek kontakt, więc oprócz opinii o rozdziale proszę o odpowiedzenie na poniższe pytania:
1) Co u ciebie? Jak wakacje?
2) Pomarańcza vs mandarynka 
3) Wie ktoś, o co chodzi z tymi pytaniami? Bo istnieją takie naprawdę.
AUTOR ODPOWIEDZI, KTÓRE MI SIĘ NAJBARDZIEJ SPODOBAJĄ WYGRA NIEPOWTARZALNĄ, MEGA SUPER FAJNĄ ROZMOWĘ ZE MNĄ NA FACEBOOKU, W KTÓREJ BĘDZIE MÓGŁ ZAPYTAĆ O WSZYSTKO (W TYM DALSZE LOSY NASZYCH BOHATERÓW) 
ehhhh, co ja robię ze swoim życiem, jestem głupia,  i tak nikt nie odpowie na to 
do następnego rozdziału, pamiętajcie, że im więcej komentarzy, tym większą mam chęć do pisania x