niedziela, 22 lutego 2015

Chapter 3



Ciemny las. Ścieżka. Wiatr.
Rozglądam się. Najpierw jestem zaciekawiona, potem przerażona. Serce mi zamiera, gdy słyszę wycie. Wilkołak? Głupia, wilkołaki nie istnieją. To musi być jakiś pies albo... wilk.
Pohukiwanie sowy. Krople potu na moim czole. Powietrze wydaje mi się zatrute.
Każdy z tych czynników sprawia, że boję się coraz bardziej.
Robi mi się słabo.
Ocieram czoło. Patrzę na swoją dłoń i widzę na niej krew.
Uginają mi się kolana. Zaraz zemdleję...
- Obudź się – usłyszałam znajomy głos i poczułam dłonie jednego ze współlokatorów na swoich. Usiadłam.
- Już dobrze, to był tylko sen. Znowu. Od dawna masz koszmary? – zobaczyłam Jamesa kucającego przy moim łóżku. Nie miał prawa tu wchodzić. Mimo to jednak gdzieś tam w środku cieszyłam się, że nie byłam teraz sama.
- Odkąd pamiętam. Dlaczego tu jesteś?
- Nie mogłem spać, przechodziłem obok twojego pokoju i słyszałem krzyk. Chciałem sprawdzić czy wszystko w porządku.
- Tak, jest okay. Dzięki – odparłam zdziwiona. Martwił się o mnie? Nie wierzę.
- Skoro tak, to ja już pójdę. Dochodzi 3 w nocy. Dobranoc – podszedł do drzwi, ale zanim dotknął klamki, usłyszał mój głos.
- James?
- Tak? – odwrócił się do mnie.
Potem zadałam pytanie, które zdziwiło nas obojga.
- Zostaniesz ze mną?
Szatyn lekko się uśmiechnął.
- Jasne – podszedł do mnie i chciał znowu kucnąć przy łóżku, jednak powstrzymały go moje słowa.
- Nie wygłupiaj się, siadaj – wskazałam na łóżko. Chłopak usiadł obok mnie.
- Zgaduję, że nie chcesz już dzisiaj spać? – zapytał. Pokręciłam głową na potwierdzenie jego słów. Przez chwilę panowała cisza.
- To może... – powiedzieliśmy w tym samym momencie, a po chwili zaczęliśmy się śmiać.
- Co chciałeś powiedzieć?
- Może pójdziemy na spacer?
- Zwariowałeś? O tej porze?
- Założysz jakąś bluzę, czy coś...ach, zapomniałem, że nie masz tutaj prawie żadnych swoich rzeczy...to nic, pożyczę ci jedną ze swoich. Nie będzie ci zimno, w końcu mamy lato.
- A jak ktoś nas napadnie?
Maslow się zaśmiał.
- To ja cię wtedy obronię, mała.
- Nie mów tak na mnie.
- Myślałem, że nie mogę na ciebie mówić Minnie.
- Tak też nie – powiedziałam. On znowu zaczynał być irytujący. A było tak miło.
- Dobra, przebierz się, ja też to zrobię i przyniosę ci zaraz jakąś bluzę, mała.
Szatyn wyszedł z mojego pokoju. Chwilę po tym wzięłam swoje wyprane ciuchy i szybko się przebrałam. Potem James, też już przebrany, wszedł do mojej sypialni i podał mi szarą bluzę z jakimś nadrukiem. Założyłam ją. Była bardzo wygodna i pachniała drogimi perfumami. Pachniała nim.
- Idziemy? – zapytał, a ja potaknęłam. Wyszliśmy z domu po cichu, tak żeby nikogo nie obudzić. Godzina 3.28 a my urządzamy sobie spacerek w świetle księżyca. Tego jeszcze nie było. Przemierzaliśmy opustoszałe ulice, milcząc. Niebo było całe pokryte gwiazdami, a księżyc w kształcie półkola świecił bardzo jasno.
Szliśmy blisko siebie, tak że w pewnym momencie nasze dłonie przez przypadek się dotknęły. Zamierzałam od razu zabrać rękę, ale ku mojemu zaskoczeniu, Maslow złączył nasze dłonie.
- Allie..- zatrzymaliśmy się na środku chodnika przy Sunrise Avenue – ja chciałbym cię przeprosić za moje zachowanie podczas naszej pierwszej rozmowy. Jest mi naprawdę głupio.
Nie puszczaj mojej dłoni, nie puszczaj mojej dłoni...
- Okay, ale to nie zmienia faktu, że jesteś dupkiem – odpowiedziałam.
To sprawia mi taką przyjemność...
- Jutro wrócimy do rzeczywistości, Minnie – spojrzałam na nasze splecione palce. To było tak cholernie miłe.
- Co masz na myśli? – zapytałam, pocierając kciukiem jego dłoń.
Niech ktoś je zespawa.
- Ja będę nazywał cię Minnie i będę z ciebie kpił, a ty będziesz się wściekać i mówić, że jestem dupkiem – patrzyliśmy sobie w oczy.
Po jakimś czasie wróciliśmy do domu. Weszliśmy tak samo cicho, jak weszliśmy. Stanęliśmy przed moim pokojem. Chciałam oddać szatynowi jego bluzę, ale pozwolił mi ją zatrzymać. Położyłam dłoń na klamce, gdy James złapał mnie w talii, spojrzał mi w oczy i powoli zaczął zbliżać swoją twarz do mojej. Myślałam, że serce wyskoczy mi z piersi. Zamknęłam oczy i czekałam, aż poczuję jego usta na swoich. Tak się jednak nie stało. Maslow pochylił się nade mną.
- Dobranoc, Minnie – wyszeptał mi do ucha. Uśmiechnął się złośliwie i poszedł do swojego pokoju.
Dupek. Cholerny, pieprzony, zadufany w sobie, arogancki dupek. 


_____________________

Czekając na transmisję z Oscarów, nabazgrałam coś takiego. 
James to zagadka, prawda? Raz jest milusi, innym razem wredny w stosunku do Allie. 
Jak sądzicie, co wydarzy się potem? Czekam na wasze opinie i sugestie :)

piątek, 20 lutego 2015

Chapter 2



- A gdzie ty się wybierasz? – zapytał Logan, kiedy próbowałam niepostrzeżenie wyjść z domu po poznaniu wszystkich domowników. Najmniej oczywiście polubiłam Jamesa. Ba, ja go nie znoszę. Sprawia, że mam ochotę wyrwać sobie rękę, by móc czymkolwiek w niego rzucić. Poznałam jeszcze Carlosa i Kendalla – obaj bardzo mili i sympatyczni, Sally i Vanessę – dziewczyny Carlosa i Logana, które też wydały mi się być w porządku, jednak chyba największą sympatią obdarzyłam samego Hendersona.
- Nie mogę przecież tutaj zostać – odpowiedziałam, nie zdejmując dłoni z klamki.
- Nie. Nie możesz stąd wyjść, dopóki nie dowiem się, co stało się zeszłej nocy.
- Ale Logan...
- Chodź do mojego pokoju, wszystko mi wyjaśnisz – brunet pociągnął mnie za rękę.
- A co im powiemy? – zapytałam, gdy już znaleźliśmy się w sypialni Logana.
- Nic. Oprowadzałem cię po domu, gdyby ktoś pytał – chłopak usiadł na łóżku i gestem dłoni wskazał na miejsce obok siebie. Niepewnie usiadłam. Po chwili zaczęłam mówić.
- Gdy  miałam 10 lat, moi rodzice zginęli w wypadku samochodowym. Wtedy przygarnęła mnie ciocia, której praktycznie nie znałam. Ona już wtedy mieszkała z jakimś facetem...i mieszka z nim nadal. John...bo tak ma na imię...on...najpierw tylko znęcał się nade mną psychicznie. Wyzwiska, wulgaryzmy, poniżanie, śmiech. Ale później to się zmieniło...on...zaczął mnie molestować...a gdy się sprzeciwiałam, to mnie bił. Ciocia doskonale o wszystkim wiedziała, ale nie widziała w tym żadnego problemu. I...wczorajszej nocy...on przyszedł do domu kompletnie pijany...i znowu mnie uderzył...- podniosłam lekko skrawek bluzki i pokazałam dużego siniaka -...on był wściekły...nazwał mnie nic niewartą szmatą...i krzyczał że mnie zabije...ja musiałam stamtąd uciec, rozumiesz?...a wtedy wy mnie znaleźliście...- łzy zaczęły kapać na moje spodnie. Logan przysunął się do mnie i mocno mnie przytulił. Czułam się bezpiecznie.
- Ile to trwa? – zapytał cicho.
- Siedem lat – odparłam również szeptem.
- Nie możesz tam wrócić, Allie – powiedział, nadal mnie obejmując.
- I mam zamieszkać pod mostem? – brunet cicho się zaśmiał.
- Wiesz, jakieś 7 mil stąd jest fajny most. Poznasz tam nowych kolegów, będziecie razem zdobywać jedzenie z pobliskiego lasu – rzekł z powagą. Spojrzałam na niego z oburzeniem. Byłam zirytowana jego poczuciem humoru. Bo on żartował, prawda? Odsunęłam się od niego.
- Ty mówisz poważnie? – zapytałam, a na jego twarzy malowało się niedowierzanie.
- Głupiutka jesteś, Allie.
- To gdzie ja mam pójść?
- Jezu, ty naprawdę jesteś taka niedomyślna? Nigdzie nie pójdziesz, zostajesz tutaj.
Stwierdzenie ”byłam zdziwiona” to za mało. Jak facet, który zna mnie niecałą dobę, może powiedzieć coś takiego? Przecież mogłabym go okłamać o mojej sytuacji, a w nocy go zamordować i uciec z forsą.
- Bądź poważny, Logan. To jakiś żart, tak?
- Ja jestem poważny. Mamy jeszcze dwa puste pokoje, nie ma żadnego problemu...
- Nie ma problemu? Ty siebie słyszysz? My się w ogóle nie znamy! I jak możesz proponować mi coś takiego, nie pytając pozostałych domowników o zdanie?
- Jeżeli mówię, że nie ma problemu, to nie ma problemu. Rozmawialiśmy już o tym...
- Ale jak...
- Nie przerywaj mi, proszę. Rozważaliśmy taką ewentualność, bo przecież musiał być jakiś powód, dla którego szlajałaś się w nocy poza domem i wspólnie stwierdziliśmy, że możesz z nami zamieszkać.
- Ale kiedy...
- Gdy spałaś. James zaczął tę rozmowę.
- James? – nie wierzyłam własnym uszom.
- No tak. A potem chyba siedział przy tobie całą noc, jak ja pojechałem po Vanessę.
- Jestem w szoku.
- Tak, to nie do pomyślenia, że dwudziestoletnia dziewczyna nie ma jeszcze prawa jazdy...
- Nie, chodzi mi o Jamesa.
- James ma prawo jazdy, ale po co miałby jechać po moją dziewczynę, kiedy ja mogłem? – i to niby ja jestem ta głupia?
- Naprawdę siedział przy mnie całą noc?
- Na to wygląda. Chyba wpadłaś mu w oko – powiedział, a na jego twarzy pojawił się uśmieszek.
- Nie sądzę. Po naszej pierwszej rozmowie mogę stwierdzić, że jest aroganckim dupkiem. A przynajmniej w stosunku do mnie.
- Serio? Pierwsze wrażenie często jest mylne.
- Był dla mnie niemiły i kpił sobie ze mnie! – zrobiłam obrażoną minę.
- To straszne. Chyba sobie z nim pogadam o niewłaściwym traktowaniu kobiet.
- Ty też sobie ze mnie kpisz!
- Nie, naprawdę z nim pogadam!
- Tak? O seksie i piłce?
- Faceci mają też inne tematy do rozmowy!
- Ciekawa jestem jakie – ale tego już się nie dowiedziałam, gdyż drzwi od pokoju się otworzyły i stanął w nich Kendall.
- O, tu jesteście. Zejdziecie na dół? Robimy maraton filmowy – rzekł blondyn.
- Tak, jasne – Henderson wstał, więc zrobiłam to samo – Kendall, poznaj naszą nową współlokatorkę, Allie – wyszczerzył się, a Schmidt podszedł do mnie i wyciągnął rękę. Spojrzałam zaskoczona na Logana, a potem uścisnęłam dłoń uśmiechniętego blondyna.
- Cieszę się, że nasze grono się powiększa – powiedział Kendall.
- Moment, chwila. Przecież ja nie powiedziałam, że tu zamieszkam! – wyraziłam oburzenie.
- Masz rację. Ja powiedziałem – odparł Henderson.
- Chodźmy na dół. Musisz się zintegrować z resztą tych debili – oznajmił Schmidt ze śmiechem. Po chwili zeszliśmy do salonu i zastaliśmy szanowne grono kinomanów...rzucających się płytami. James i Sally chyba się kłócili.
- Oglądamy ”Kobietę w Czerni” i nie chcę słyszeć o jakiejś głupiej komedii romantycznej! – awanturował się Maslow.
- ”Titanic” to nie komedia, kretynie! – wrzeszczała dziewczyna Carlosa.
- Tak? To dlaczego się śmiałem? – odparł szatyn.
- Bo jesteś idiotą!
Tak. James i Sally na pewno się kłócili. Nagle płyta z ”Incepcją” poleciała w moją stronę. Mogliby się opanować trochę. Ile oni mają lat? 9? Po chwili, w której James skrytykował gust Sally, Vanessa podeszła do półki z filmami i zaczęła przeglądać. Po jakichś trzech minutach znalazła dwa tytuły, które widocznie jej się spodobały, bo zrobiła wyliczankę.

Eeny, meeny, miny, moe,
Catch a tiger by the toe.
If he hollers, let him go,
Eeny, meeny, miny, moe.

Pamiętam tę wyliczankę z przedszkola. Często jej używaliśmy w różnych zabawach.
- Oglądamy ”Szybcy i Wściekli”. Czy ktoś ma jakiś problem? – Vanessa wypowiedziała to takim tonem, że wszyscy zamilkli.
- Świetnie. Carlos, kochanie, spadaj z mojego miejsca – zwróciła się do Latynosa, a ten wywrócił oczami i zrobił jej miejsce obok siebie. Ja natomiast usadowiłam się obok wybranki Logana. Spędziłam naprawdę miły wieczór. Nie pamiętam, kiedy byłam tak szczęśliwa. A to dopiero początek. 


____________________


Dżizas, jakie to marne ;-; 
Wiem, że 97% tego rozdziału to dialogi, przepraszam. Wyszło beznadziejnie. Mogą pojawić się błędy, ale nie miałam czasu, by to jeszcze raz przeczytać. 
I chciałabym podziękować za pierwsze komentarze! Jest mi bardzo miło, gdy czytam, że wam się podoba :) 

wtorek, 17 lutego 2015

Chapter 1

Ciemność. Tylko to widziałam. Cały czas biegłam przed siebie, czując jak moje płuca powoli odmawiają posłuszeństwa. Zatrzymałam się przy jakimś ogromnym drzewie. Usiadłam pod nim i starałam się uspokoić swój oddech.
Raz, dwa, trzy...
Usłyszałam jakieś głosy. Byli coraz bliżej.
Tu nikogo nie ma, ty po prostu wariujesz...
- Ej, widzisz to? – usłyszałam coraz wyraźniejszy męski głos.
To nie dzieje się naprawdę...
To nie może się dziać...

- Kto to jest? – odpowiedział mu jego znajomy.
...cztery, pięć, sześć...
- Hej, słyszysz mnie? – jak przez mgłę dostrzegłam pochylającą się nade mną postać.
...siedem, osiem, dziewięć...
- Stary, ona nie reaguje. Weźmy ją do domu, jest cała zmarznięta.
...dziesięć, jedenaście, dwanaście...
- Ma otwarte oczy. Co jej się mogło stać? Dlaczego nie odpowiada? – poczułam kolejne łzy spływające po moich policzkach.
- Nie będziemy się teraz bawić w lekarzy! Trzeba jej pomóc. – ciepłe dłonie podniosły mnie z ziemi, a sekundę później znajdowałam się na rękach jednego z mężczyzn. Nie mogłam nic zrobić. Nie mogłam mówić, krzyczeć, szarpać się. Nic. Byłam sparaliżowana. Ostatnie co pamiętam, to wymiana zdań pomiędzy nieznanymi mi mężczyznami.
- Jak myślisz, co by było gdybyśmy jej nie znaleźli?
Przez chwilę panowała cisza.
- Wiesz, wolę sobie tego nie wyobrażać. – potem dodał coś o temperaturze. Zaraz po tym odpłynęłam.
Oślepiające światło było skierowane prosto na mnie. Byłam zdezorientowana. Nie mogłam oddychać. Czułam palące kłucie w okolicach lewego przedramienia. Spojrzałam na nie, a ono... płonęło. Czułam narastającą panikę. Nie wiedziałam, co robić. Przecież za chwilę moja ręka cała spłonie. Rozejrzałam się po wielkim białym pomieszczeniu. Nic tu nie było. Chciałam zacząć krzyczeć, ale coś mi na to nie pozwalało. Po chwili zorientowałam się, dlaczego nie mogłam oddychać. Dotknęłam swojej twarzy i wyczułam coś dziwnego w okolicy ust. Zamarłam. Na wargach miałam...nić. Moje usta były zszyte. W momencie, w którym to sobie uświadomiłam, poczułam ból w tym miejscu. Przeraźliwie mocny ból. Moją rękę nadal otaczał ogień. Uniosłam wzrok i coś przykuło moją uwagę. Była to miska. Znajdowała się na drugim końcu pomieszczenia. Pobiegłam w tę stronę. Pochyliłam się nad miską i włożyłam rękę do zimnej wody. Ogień nie ustąpił, wręcz przeciwnie – zdawało się, jakby płomienie się powiększyły. Chciałam jeszcze raz zanurzyć rękę w wodzie, ale gdy tylko dotknęłam opuszkami palców tafli wody, ciecz zmieniła się w lód. Myślałam, że już nie ma dla mnie ratunku, gdy nagle usłyszałam szepty. Uniosłam głowę i zobaczyłam ludzi. Dziesiątki, a może i setki.
Pomóżcie mi.
Potrzebuję czyjejś pomocy.
Pomóżcie mi, błagam.
Ale nikt nie zamierzał mi pomóc. Tylko patrzyli i szeptali. Mogę nawet przysiąc, że słyszałam śmiechy. Poczułam, jak upadam. To był koniec, to już...

- Spokojnie, już wszystko dobrze. Miałaś tylko zły sen.
Zły sen, tak. To był tylko zły sen. Kolejny koszmar...
Rozejrzałam się po miejscu, w którym się znajdowałam. Leżałam na łóżku, na pewno nie moim. Nie byłam w swoim ”domu” (bo nie mogłam nazwać domem miejsca, w którym zazwyczaj śpię). Tu było inaczej...Było ciepło. Jasno. Miło. Bezpiecznie?
- Gdzie...gdzie ja jestem? – zapytałam zachrypniętym głosem, podnosząc się z łóżka. Przy mnie siedział szatyn. – Kim ty jesteś? Jak długo spałam?
- Spokojnie, siadaj – powiedział chłopak łagodnym głosem, gdy zerwałam się z łóżka. Zrobiłam to, o co prosił. – Ja jestem James, a ty jak masz na imię?
- Gdzie ja jestem?! – zdenerwowałam się.
- Uspokój się. Będzie nam łatwiej, jeśli poznamy swoje imiona, prawda? Nie wiem, jak się do ciebie zwracać, dziewczyno... SIADAJ – złapał moją dłoń, a wtedy oprzytomniałam. Wczorajsza noc. Ucieczka. Drzewo. Dwaj nieznajomi. Ten dotyk. To jeden z tych chłopaków.
Ponownie usiadłam.
- Powiesz mi, jak masz na imię? – zapytał. Milczałam przez chwilę. Wzięłam do rąk miękką poduszkę i wlepiłam w nią wzrok.
- Jak długo tu spałam? – zapytałam, nadal przyglądając się przedmiotowi, na którym ułożona była moja głowa tej nocy.
- Zacznijmy jeszcze raz. Ja jestem James, a ty...- pokręciłam przecząco głową -...z jakiegoś powodu nie chcesz podać mi swojego imienia, więc będę nazywał cię Minnie – chciałam wyrazić swoje oburzenie, ale nie dał mi dojść do głosu – i nie obchodzi mnie, czy ci się to podoba, czy nie, myszko. A teraz wysłuchasz mojej wersji wydarzeń z wczorajszej nocy.
Milutko.
- Wczoraj w nocy wyszedłem z moim przyjacielem Loganem, bo miał po nas przyjechać inny kumpel i czekaliśmy na niego pod domem. Nagle Logan zauważył coś przy drzewie. Nie uwierzysz. Okazało się, że to byłaś ty, Minnie! Siedziałaś pod tym drzewem cała zmarznięta, i gdybyś została tam jeszcze kilka godzin, to nie wiem co by z tobą było...
”...wolę sobie tego nie wyobrażać”
- ...więc musieliśmy ci pomóc. Wziąłem cię na ręce i przyniosłem tutaj. Okryłem cię ciepłym kocem i dałem ci tę poduszkę, która tak bardzo ci się podoba. – wskazał na przedmiot w moich dłoniach. – Masz, napij się. – podał mi kubek. Wzięłam go niepewnie.
- Nie bój się, Minnie, to nie trucizna. – uśmiechnął się lekko, a ja upiłam łyk herbaty.
- A co z tym drugim...Longinem? – zapytałam, a szatyn się zaśmiał.
- Logan jest cały i zdrowy, pojechał po swoją dziewczynę. – Logan, ugh. Dlaczego ja zawsze muszę z siebie zrobić idiotkę? Nagle coś mnie zaciekawiło.
- Mieszkacie razem? – wypaliłam.
- W tym domu mieszka w sumie...cztery, pięć...sześć osób. – to daje trochę do myślenia.
- W czyim łóżku śpię? – nagle coś do mnie dotarło – I CO JA MAM NA SOBIE?!
- Nie krzycz tak, Minnie, bo ogłuchnę. Co do twoich pytań...jesteśmy właśnie w pokoju gościnnym, to łóżko nie należy do nikogo...nie patrz na mnie tak, jakbyś chciała mnie zabić, Minnie, ja cię przecież nie przebierałem!
- A KTO?!
- SAMA SIĘ PRZEBRAŁAŚ, NIE PAMIĘTASZ? MINNIE, SKLEROZA W TYM WIEKU?
- CZYJA JEST TA PIŻAMA? I SKĄD WIESZ, ILE MAM LAT?!
- WYGLĄDASZ MI NA MNIEJ NIŻ 60, WIĘC STWIERDZIŁEM, ŻE NIE POWINNAŚ MIEĆ PROBLEMÓW Z PAMIĘCIĄ!
- CZYJA.JEST.TA.PIŻAMA.
- TA PIŻAMA NALEŻY DO SALLY. TAK, SALLY Z NAMI MIESZKA. TAK, POZWOLIŁA CI JĄ ZAŁOŻYĆ.
- Ktoś jest w tym domu oprócz nas?
- Nikogo nie ma. Ale nie bój się, Minnie, nie zamierzam cię zgwałcić.
- Ale ja...
- Widzę tę panikę w twoich oczach.
- Ja wcale...
- Wiem, ty wcale się nie boisz, Minnie, tak...
- DAJ MI COŚ POWIEDZIEĆ, DO JASNEJ CHOLERY!
- Co takiego chcesz powiedzieć, Minnie?
- Nie mów tak na mnie.
- Jak, Minnie?
- Właśnie tak.
- Ale Minnie...
- Jestem Allie. I NIGDY WIĘCEJ NIE MÓW NA MNIE MINNIE.
- Prawie trafiłem! Dobrze, M... Allie. – James poprawił się, gdy zobaczył moją minę.


____________________

Oto pierwszy rozdział! Szybko, prawda? :D Nie mam pojęcia, kiedy będzie następny. Przypominam o asku i twitterze (prawa strona, na górze)
Jak wam się podobało/nie podobało? :) Liczę na szczere opinie!

Prolog

Moje życie od zawsze przypominało jakiś cholerny rollercoaster, który cały czas pędził w dół. Kłopoty z rówieśnikami w szkole, depresja, śmierć rodziców. Każde takie wydarzenie to 1,7 metra dalszej wędrówki. Niebezpiecznej wędrówki.
Mam dopiero 17 lat. Jestem taka młoda, a mimo to marzę o wiecznym śnie. To nie jest normalne. Powinnam być odizolowana od reszty ludzi, bo nie umiem z nikim utrzymać dobrej, trwałej relacji. Z nikim.
Dlaczego wszystko musi być takie trudne?
Dlaczego czuję się nikomu niepotrzebna i bezwartościowa?
Jestem jak mała figurka z porcelany – czasem jeden upadek potrafi całkowicie mnie rozsypać. Można mnie skleić, ale ślady pozostaną.
Czuję, że powinnam każdego przepraszać za to, że istnieję. Jednak powinnam też wykrzyczeć wszystkim w twarz, co o nich myślę. A nie byłyby to dobre rzeczy.
Ludzie mnie zniszczyli. Kompletnie.
Zawsze jest jakieś ”ale”, prawda?
A więc…
Ale ostatnio w tym moim popieprzonym świecie coś się zmieniło.
Znalazł się ktoś, komu chce się uświadamiać mi, że nie jestem kompletnym zerem. Że jednak coś znaczę. Że jestem piękna, mimo że mam ochotę wymiotować za każdym razem, gdy patrzę w lustro. Że życie jest piękne, gdy nauczymy się je takim postrzegać.
Ten ktoś nauczył mnie, co oznacza prawdziwa miłość.
I nigdy mu tego nie zapomnę.


____________________

Jest prolog! Króciutki. Podoba się? :)
Kilka spraw organizacyjnych:
• w prawym górnym rogu (która to prawa??? - tak, mam problem z kierunkami) jest coś takiego jak "Kontakt z allie.", więc jeśli macie jakieś pytania, lub po prostu chcecie pogadać, czy też może polecić jakieś ff - możecie to zrobić właśnie na asku i twitterze
• założyłam tego bloga z nudów (mam ferie, yay), więc nie dziwcie się, jeśli nie będę miała później czasu na pisanie rozdziałów (anyway, jeśli ktoś będzie chciał czytać moje wypociny, to będę robić co w mojej mocy, by znaleźć ten czas!)
• rozdziały będą dodawane nieregularnie
• jeśli się wam podoba, to co piszę, to błagam, komentujcie i polecajcie bloga znajomym! - to ogromna motywacja do pisania
• proszę nie hejtować wyglądu bloga, ponieważ KOMPLETNIE NIE ROZUMIEM JĘZYKA CSS ANI HTML, ANI NIE MAM PREDYSPOZYCJI DO ZOSTANIA INFORMATYKIEM
• jeśli coś wam się nie podoba lub jeśli zauważyliście jakieś błędy - NATYCHMIAST MNIE O NICH INFORMOWAĆ! Nie jestem Bogiem i mogę się mylić
• to już chyba wszystko, lecę oglądać Przyjaciół! :)

poniedziałek, 16 lutego 2015

Kilka słów od autorki

Witam Cię, ty błądzący po internetach człowieku!
Znalazłeś się na moim blogu z jakiegoś powodu, prawda?
Jeśli nie wiesz, gdzie trafiłeś, calm down, już Ci tłumaczę.
Otóż znajdujemy się właśnie w moim wyimaginowanym świecie. Z racji tego, że kocham czytać książki, a czasem nawet sama piszę jakieś opowiadania, postanowiłam założyć kolejnego bloga ze swoją twórczością. Nie jestem pewna, czy ktokolwiek będzie chciał to czytać, ale warto spróbować, czyż nie? :)
Ta historia będzie opowiadać o młodej dziewczynie z problemami, która odnajduje swoje wybawienie w...członku boysbandu! Tak, będzie to fanfiction. Jeśli wszedłeś na tego bloga, to pewnie już wiesz, że chodzi o zespół Big Time Rush. Jeśli nie wiedziałeś, właśnie Cię uświadomiłam!
Jeśli lubisz czytać ff, interesujesz się tym cudnym zespołem, lub po prostu chciałbyś coś poczytać - trafiłeś w dobre miejsce!
Możesz zostać i dołączyć do wagonika tej strony (bo historie nie istnieją bez ludzi, którzy chcą je czytać) lub możesz odejść, nie trzymam tu nikogo na siłę :) Będzie mi bardzo miło, jeśli zostaniesz i mnie o tym w jakiś sposób poinformujesz :)
To co? The writing story begins...