wtorek, 17 lutego 2015

Chapter 1

Ciemność. Tylko to widziałam. Cały czas biegłam przed siebie, czując jak moje płuca powoli odmawiają posłuszeństwa. Zatrzymałam się przy jakimś ogromnym drzewie. Usiadłam pod nim i starałam się uspokoić swój oddech.
Raz, dwa, trzy...
Usłyszałam jakieś głosy. Byli coraz bliżej.
Tu nikogo nie ma, ty po prostu wariujesz...
- Ej, widzisz to? – usłyszałam coraz wyraźniejszy męski głos.
To nie dzieje się naprawdę...
To nie może się dziać...

- Kto to jest? – odpowiedział mu jego znajomy.
...cztery, pięć, sześć...
- Hej, słyszysz mnie? – jak przez mgłę dostrzegłam pochylającą się nade mną postać.
...siedem, osiem, dziewięć...
- Stary, ona nie reaguje. Weźmy ją do domu, jest cała zmarznięta.
...dziesięć, jedenaście, dwanaście...
- Ma otwarte oczy. Co jej się mogło stać? Dlaczego nie odpowiada? – poczułam kolejne łzy spływające po moich policzkach.
- Nie będziemy się teraz bawić w lekarzy! Trzeba jej pomóc. – ciepłe dłonie podniosły mnie z ziemi, a sekundę później znajdowałam się na rękach jednego z mężczyzn. Nie mogłam nic zrobić. Nie mogłam mówić, krzyczeć, szarpać się. Nic. Byłam sparaliżowana. Ostatnie co pamiętam, to wymiana zdań pomiędzy nieznanymi mi mężczyznami.
- Jak myślisz, co by było gdybyśmy jej nie znaleźli?
Przez chwilę panowała cisza.
- Wiesz, wolę sobie tego nie wyobrażać. – potem dodał coś o temperaturze. Zaraz po tym odpłynęłam.
Oślepiające światło było skierowane prosto na mnie. Byłam zdezorientowana. Nie mogłam oddychać. Czułam palące kłucie w okolicach lewego przedramienia. Spojrzałam na nie, a ono... płonęło. Czułam narastającą panikę. Nie wiedziałam, co robić. Przecież za chwilę moja ręka cała spłonie. Rozejrzałam się po wielkim białym pomieszczeniu. Nic tu nie było. Chciałam zacząć krzyczeć, ale coś mi na to nie pozwalało. Po chwili zorientowałam się, dlaczego nie mogłam oddychać. Dotknęłam swojej twarzy i wyczułam coś dziwnego w okolicy ust. Zamarłam. Na wargach miałam...nić. Moje usta były zszyte. W momencie, w którym to sobie uświadomiłam, poczułam ból w tym miejscu. Przeraźliwie mocny ból. Moją rękę nadal otaczał ogień. Uniosłam wzrok i coś przykuło moją uwagę. Była to miska. Znajdowała się na drugim końcu pomieszczenia. Pobiegłam w tę stronę. Pochyliłam się nad miską i włożyłam rękę do zimnej wody. Ogień nie ustąpił, wręcz przeciwnie – zdawało się, jakby płomienie się powiększyły. Chciałam jeszcze raz zanurzyć rękę w wodzie, ale gdy tylko dotknęłam opuszkami palców tafli wody, ciecz zmieniła się w lód. Myślałam, że już nie ma dla mnie ratunku, gdy nagle usłyszałam szepty. Uniosłam głowę i zobaczyłam ludzi. Dziesiątki, a może i setki.
Pomóżcie mi.
Potrzebuję czyjejś pomocy.
Pomóżcie mi, błagam.
Ale nikt nie zamierzał mi pomóc. Tylko patrzyli i szeptali. Mogę nawet przysiąc, że słyszałam śmiechy. Poczułam, jak upadam. To był koniec, to już...

- Spokojnie, już wszystko dobrze. Miałaś tylko zły sen.
Zły sen, tak. To był tylko zły sen. Kolejny koszmar...
Rozejrzałam się po miejscu, w którym się znajdowałam. Leżałam na łóżku, na pewno nie moim. Nie byłam w swoim ”domu” (bo nie mogłam nazwać domem miejsca, w którym zazwyczaj śpię). Tu było inaczej...Było ciepło. Jasno. Miło. Bezpiecznie?
- Gdzie...gdzie ja jestem? – zapytałam zachrypniętym głosem, podnosząc się z łóżka. Przy mnie siedział szatyn. – Kim ty jesteś? Jak długo spałam?
- Spokojnie, siadaj – powiedział chłopak łagodnym głosem, gdy zerwałam się z łóżka. Zrobiłam to, o co prosił. – Ja jestem James, a ty jak masz na imię?
- Gdzie ja jestem?! – zdenerwowałam się.
- Uspokój się. Będzie nam łatwiej, jeśli poznamy swoje imiona, prawda? Nie wiem, jak się do ciebie zwracać, dziewczyno... SIADAJ – złapał moją dłoń, a wtedy oprzytomniałam. Wczorajsza noc. Ucieczka. Drzewo. Dwaj nieznajomi. Ten dotyk. To jeden z tych chłopaków.
Ponownie usiadłam.
- Powiesz mi, jak masz na imię? – zapytał. Milczałam przez chwilę. Wzięłam do rąk miękką poduszkę i wlepiłam w nią wzrok.
- Jak długo tu spałam? – zapytałam, nadal przyglądając się przedmiotowi, na którym ułożona była moja głowa tej nocy.
- Zacznijmy jeszcze raz. Ja jestem James, a ty...- pokręciłam przecząco głową -...z jakiegoś powodu nie chcesz podać mi swojego imienia, więc będę nazywał cię Minnie – chciałam wyrazić swoje oburzenie, ale nie dał mi dojść do głosu – i nie obchodzi mnie, czy ci się to podoba, czy nie, myszko. A teraz wysłuchasz mojej wersji wydarzeń z wczorajszej nocy.
Milutko.
- Wczoraj w nocy wyszedłem z moim przyjacielem Loganem, bo miał po nas przyjechać inny kumpel i czekaliśmy na niego pod domem. Nagle Logan zauważył coś przy drzewie. Nie uwierzysz. Okazało się, że to byłaś ty, Minnie! Siedziałaś pod tym drzewem cała zmarznięta, i gdybyś została tam jeszcze kilka godzin, to nie wiem co by z tobą było...
”...wolę sobie tego nie wyobrażać”
- ...więc musieliśmy ci pomóc. Wziąłem cię na ręce i przyniosłem tutaj. Okryłem cię ciepłym kocem i dałem ci tę poduszkę, która tak bardzo ci się podoba. – wskazał na przedmiot w moich dłoniach. – Masz, napij się. – podał mi kubek. Wzięłam go niepewnie.
- Nie bój się, Minnie, to nie trucizna. – uśmiechnął się lekko, a ja upiłam łyk herbaty.
- A co z tym drugim...Longinem? – zapytałam, a szatyn się zaśmiał.
- Logan jest cały i zdrowy, pojechał po swoją dziewczynę. – Logan, ugh. Dlaczego ja zawsze muszę z siebie zrobić idiotkę? Nagle coś mnie zaciekawiło.
- Mieszkacie razem? – wypaliłam.
- W tym domu mieszka w sumie...cztery, pięć...sześć osób. – to daje trochę do myślenia.
- W czyim łóżku śpię? – nagle coś do mnie dotarło – I CO JA MAM NA SOBIE?!
- Nie krzycz tak, Minnie, bo ogłuchnę. Co do twoich pytań...jesteśmy właśnie w pokoju gościnnym, to łóżko nie należy do nikogo...nie patrz na mnie tak, jakbyś chciała mnie zabić, Minnie, ja cię przecież nie przebierałem!
- A KTO?!
- SAMA SIĘ PRZEBRAŁAŚ, NIE PAMIĘTASZ? MINNIE, SKLEROZA W TYM WIEKU?
- CZYJA JEST TA PIŻAMA? I SKĄD WIESZ, ILE MAM LAT?!
- WYGLĄDASZ MI NA MNIEJ NIŻ 60, WIĘC STWIERDZIŁEM, ŻE NIE POWINNAŚ MIEĆ PROBLEMÓW Z PAMIĘCIĄ!
- CZYJA.JEST.TA.PIŻAMA.
- TA PIŻAMA NALEŻY DO SALLY. TAK, SALLY Z NAMI MIESZKA. TAK, POZWOLIŁA CI JĄ ZAŁOŻYĆ.
- Ktoś jest w tym domu oprócz nas?
- Nikogo nie ma. Ale nie bój się, Minnie, nie zamierzam cię zgwałcić.
- Ale ja...
- Widzę tę panikę w twoich oczach.
- Ja wcale...
- Wiem, ty wcale się nie boisz, Minnie, tak...
- DAJ MI COŚ POWIEDZIEĆ, DO JASNEJ CHOLERY!
- Co takiego chcesz powiedzieć, Minnie?
- Nie mów tak na mnie.
- Jak, Minnie?
- Właśnie tak.
- Ale Minnie...
- Jestem Allie. I NIGDY WIĘCEJ NIE MÓW NA MNIE MINNIE.
- Prawie trafiłem! Dobrze, M... Allie. – James poprawił się, gdy zobaczył moją minę.


____________________

Oto pierwszy rozdział! Szybko, prawda? :D Nie mam pojęcia, kiedy będzie następny. Przypominam o asku i twitterze (prawa strona, na górze)
Jak wam się podobało/nie podobało? :) Liczę na szczere opinie!

3 komentarze:

  1. Jak mi sie podobało?
    Hmmm no musze ci powiedzieć, że bardzo mi sie podobało :) to było po prostu takie zajebiste xD
    Najbardziej zaciekawił mnie ten dialog między Jamesem a Allie ala Minnie :)
    Czekam na kolejny rozdział :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Jezu, wspaniałe! Brak mi słów. Jestem cholernie ciekawa kolejnego rozdziału i już nie mogę się go doczekać :)
    Zapraszam do siebie, mam nadzieję, że się spodoba x http://stuckinlovefanfiction.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  3. Mm, super !
    "Nie zamierzam cię zgwałcić"-cudownie to wiedzieć, każda dziewczyna chce to usłyszeć. Oryginalny rozdział ;d
    Czekam! ;*
    http://this-love-is-forbidden.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń