sobota, 22 sierpnia 2015

Chapter 14

- Powiedz mi, jak to możliwe, że wy wszyscy już wyzdrowieliście, a ja nadal jestem chora – zadręczałam Sally takimi pytaniami, gdy po kilku dniach nadal nie czułam się najlepiej. Siedziałyśmy z dziewczynami na kanapie w salonie i oglądałyśmy jakiś film. Byłam owinięta kocem i zaopatrzona w chusteczki.
- Nie wiem – odpowiedziała, patrząc na mnie współczująco – Ale nie martw się, zajmiemy się tobą.
- Cały czas ze mną siedzicie, idźcie na miasto, gdziekolwiek.
- Myślisz, że zostawimy cię samą? – zapytała Veronica.
- Nie jestem już dzieckiem, poradzę sobie – odparłam, po czym wydmuchałam nos – Chłopaki wrócą ze studia za godzinę, idźcie z nimi do kina, dobrze?
Dziewczyny po jakimś czasie niechętnie się zgodziły. Pół godziny później oznajmiłam im, że chce mi się spać i poszłam na górę. Gdy weszłam do pokoju, rozebrałam się do bielizny i położyłam się na łóżku. Niestety nie mogłam zasnąć, dlatego po godzinie bezsensownego gapienia się w sufit postanowiłam zejść na dół i napić się wody. Założyłam na siebie tylko T-shirt, bo w domu nie było nikogo poza mną. Jakie było moje zdziwienie, gdy w kuchni zobaczyłam Kendalla i Jamesa siedzących przy laptopie.
- Co wy tu robicie? – zapytałam, a ich wzrok skierował się na mnie.
- Yyy...znajomy nas poprosił o pomoc przy jego stronie internetowej...dlatego nie poszliśmy z resztą do kina – odpowiedział blondyn, próbując na mnie nie patrzeć, jednak jego wzrok spoczywał na moich nogach.
Cho-le-ra
Nie mam na sobie spodenek.
- Zrobiłaś to specjalnie? – zapytał Maslow, unosząc brwi. Spojrzałam na niego z miną
mówiącą ‘’O co ci chodzi, człowieku?’’ – No wiesz, dwóch samotnych facetów i tylko ty w domu... – dokończył rozbawiony.
- Myślałam, że nikogo nie ma! – odpowiedziałam na swoje usprawiedliwienie, a po chwili wszyscy się śmialiśmy z zaistniałej sytuacji.
- Ubierz się, bo nie wyzdrowiejesz – powiedział James. W głowie zaświtał mi pewien pomysł.
- A co, jeśli nie chcę? – zapytałam, siadając na krześle obok niego. Oderwał wzrok od laptopa i spojrzał na mnie.
- To wtedy sam będę musiał cię ubrać – odparł.
- Naprawdę? To dlaczego rozbierasz mnie wzrokiem? – zapytałam, a jemu opadła szczęka, ale się uśmiechnął.
- Uwierz, chętnie bym cię teraz rozebrał nie tylko wzrokiem, ale są dwa powody, dla których tego nie zrobię. Po pierwsze, siedzi tu z nami Kendall, który przypomina nam o swoim istnieniu śmiechem – wskazał palcem na blondyna – Po drugie, jesteś chora i powinnaś być ubrana jak najcieplej, więc wynocha na górę i nie pokazuj mi się tu bez spodni i swetra. Zrozumiano?
- Ale mi jest ciepło.
- Bez dyskusji.
- Ale...
- Mam cię zaprowadzić na górę?
- Ehh, dobra, już idę, mamo – odparłam i udałam się do swojego pokoju. Założyłam spodnie i luźną bluzę i z powrotem zeszłam na dół. Kiedy byłam w połowie schodów, usłyszałam rozmowę chłopaków.
- Kiedy z nią pogadasz? – to był głos Schmidta.
- Codziennie z nią gadam – odparł James, stukając w klawiaturę.
- Wiesz, o co mi chodzi. Ty jej też wpadłeś w oko, to widać.
- Zajmijmy się stroną, okay? – i na tym rozmowa się skończyła, bo przyszłam do nich.
- Dużo jeszcze macie do zrobienia? – zapytałam, siadając. Nie dałam po sobie poznać, że coś usłyszałam.
- Nie, już prawie skończyliśmy – odpowiedział Kendall – Właściwie to mogę sam to dokończyć w swoim pokoju – zabrał laptopa i poklepał Jamesa po plecach, gdy koło niego przechodził – Pogadajcie sobie – uśmiechnął się do mnie i poszedł na górę. Przez chwilę panowała niezręczna cisza.
- To...hmm...powinni niedługo wrócić z kina, nie?
- Tak, zaraz pewnie będą. Eee...Allie?
- Tak?
- Zastanawiałem się, czy...czy nie chciałabyś...wyjść gdzieś ze mną? Oczywiście jak już wyzdrowiejesz.
- Proponujesz mi...randkę? – zapytałam, odczuwając wiele emocji: szczęście, zaskoczenie, ekscytację i...strach. Mimowolnie przed oczami stanął mi obraz naszego ostatniego wyjścia, zanim znalazłam się w szpitalu. Nie wiem, czy to działo się naprawdę. Nie wiem, dlaczego oni mnie nie pamiętają. Ale wiem jedno. Cholernie się go wtedy bałam. A co jeśli sytuacja by się powtórzyła i znowu by mnie uderzył? Jednak on w ogóle nie przypominał tamtego Jamesa...Powinnam się zgodzić?
- To jak? Chciałabyś?
Dobre pytanie. Chciałabym?
- Nie wiem – odparłam.
Serio? Nie wiem? Czy ja mogę zrobić z siebie większą idiotkę?
- Nie wiesz? – bardziej stwierdził, niż zapytał – Okay, nie było tematu...Pójdę sprawdzić, jak idzie Kendallowi...
- Zaczekaj, ja nie powiedziałam, że nie chcę. Zobaczymy, jak wyzdrowieję. No i to zależy też od tego, czy będziesz miał czas.
- Jasne – wydawało mi się, że odczuł ulgę – Może obejrzymy jakiś film? – zapytał. Skinęłam głową i usiedliśmy na kanapie w salonie. Maslow znalazł jakiś kryminał. Po kilku minutach filmu usłyszałam dźwięk przychodzącego SMS-a. Nieznany numer. Odczytałam go i zbladłam.

‘’Nawet nie myśl o zbliżaniu się do niego, jeśli nie chcesz niczyjej krzywdy. Uważaj, co robisz, dziwko’’
_______________________________________________________________________________
Tiaa, niby zaczynało się układać, a tu proszę XD 
Teraz chyba już do końca będzie piekło
Kto mógł wysłać tą wiadomość, jakieś pomysły? 

środa, 19 sierpnia 2015

Chapter 13

Po tamtej nocy wszyscy byliśmy chorzy. No, prawie wszyscy. Nie wiem, jakim cudem, ale Henderson czuł się znakomicie. Dlatego teraz chodził od pokoju do pokoju i nam pomagał, a przy okazji się z nas nabijał.
- Dlaczego nie jesteś chory? – zapytałam z wyrzutem, gdy przyniósł mi herbatę i leki.
- Dziękuję za troskę, Logan. Naprawdę doceniam twoją pomoc, jesteś wspaniały – odpowiedział ironicznie.
- Przecież wiesz, że jesteś – powiedziałam, biorąc od niego kubek i upijając jego zawartość.
- Piękne słowa. Za to mam coś jeszcze dla ciebie – wyciągnął zza pleców dużą tabliczkę czekolady i mi ją wręczył – Po tym na pewno poczujesz się lepiej.
- O, dziękuję. Powiedziałabym, że czuję się wyjątkowo, ale pewnie dałeś taką każdemu w tym domu.
- Tylko moim paniom, chłopaki jakoś sobie poradzą bez – odparł ze śmiechem. Też się zaśmiałam, ale skończyło się to na ataku kaszlu.
- Ja umieram, Logan.
- Nie sądzę. Za kilka dni ci przejdzie. Reszcie też.
- Mam taką nadzieję – westchnęłam i wydmuchałam nos. Był taki czerwony, że Rudolf mógłby poczuć się zazdrosny.
- Zejdziesz na kolację? – zapytał chłopak – Wszyscy już są na dole.
- A zaniesiesz mnie na dół?
- O nie, jesteś już dużą dziewczynką, umiesz sama chodzić.
- Nie obraźcie się, ale czuję się okropnie i nie mam ochoty wychodzić z łóżka – powiedziałam i kichnęłam kilka razy pod rząd.
- Rozumiem. Jakby co, to wiesz, gdzie jesteśmy. Wystarczy zawołać.
- Jasne, dzięki – zwróciłam się jeszcze do niego, gdy wychodził z pokoju.
Zamknęłam oczy i po kilkunastu minutach zmorzył mnie sen.
Śniłam o labiryncie, a z tego snu wyrwało mnie pukanie do drzwi. Otworzyłam oczy i przewróciłam się tak, że leżałam na brzuchu. Czując piekielny ból głowy, zakryłam uszy poduszkami. Pukanie nie ustąpiło.
Przeklinam cię, kimkolwiek jesteś.
- Odejdź! – krzyknęłam, używając najbardziej napastliwego tonu, na jaki było mnie stać.
Po chwili ten ktoś sobie poszedł. Pogratulowałam sobie w myślach, że zamknęłam drzwi na klucz. Przez kilka minut wierciłam się w łóżku, bo każda pozycja była niewygodna. Właśnie zrzuciłam z siebie kołdrę, bo miałam wrażenie, że chodzą po niej robaki (często tak miałam, ale nigdy nie było to prawdą), gdy nagle znowu usłyszałam pukanie. Tym razem nie trwało tak długo jak wcześniej, ale teraz doszły do tego jakieś głosy. Były za ciche, żebym mogła rozpoznać, do kogo należą, albo co mówią. Do moich uszu dotarł też szczęk zamka w drzwiach. Zapasowe klucze?
Drzwi otworzyły się, ale nie zobaczyłam, kto wszedł, bo znowu leżałam na brzuchu. Oczy miałam zamknięte, ale postanowiłam się odezwać.
- Zwykle jeśli ktoś mówi ‘’odejdź’’, to nie chce towarzystwa, wiesz?
- Chyba, że ten ktoś nie wie, co mówi – właściciela tego głosu najmniej się tutaj spodziewałam. W ciągu kilku milisekund uświadomiłam sobie powagę sytuacji: leżałam na łóżku, mając na sobie tylko biały podkoszulek i ledwo zakrywające tyłek spodenki, a w moim pokoju znajdował się rozbawiony (co wywnioskowałam, słysząc jego głos) James Maslow. Na domiar złego podkoszulek mi się podwinął, co oznaczało, że widział połowę moich nagich pleców. Szybko odwróciłam się do niego i zakryłam się kołdrą, tak że było widać tylko moją głowę. Policzki paliły mnie od środka.
- Dzięki, James – usłyszałam głos Vanessy. Stała kilka kroków za nim, trzymając w rękach talerz z jakąś sałatką i szklankę soku – Możesz już wrócić do reszty – dodała, gdy zauważyła, że przygląda mi się odrobinę za długo. Starałam się unikać kontaktu wzrokowego, dlatego zajęłam się zabawą swoimi włosami.
- Jesteś pewna? Mogę zostać i ją nakarmić – spojrzałam na niego i uniosłam brwi. Dostrzegłam, że mimo choroby on i tak wygląda dużo lepiej ode mnie, a jego głos nie jest aż tak zachrypnięty. Humor też mu dopisywał. Van również nie wyglądała tak źle jak ja. Czy tylko ja przypominałam renifera?
- Dam sobie radę. A teraz wynocha, bo nas irytujesz. Prawda, Allie?
- Prawda – odparłam, nie patrząc na chłopaka.
- Dobra, już spadam – podszedł do drzwi – Allie?
- Co?
- Śliczny nosek – zamknął za sobą drzwi, zanim zdążyłam rzucić w niego poduszką. Vanessa postawiła talerz i szklankę na szafce obok łóżka i przez chwilę mi się przyglądała. Jej uśmiech robił się coraz szerszy, wprost proporcjonalnie do poziomu mojej irytacji.
- Co?
- Mogę zostać i ją nakarmić. Śliczny nosek – przedrzeźniała Jamesa. Dostała za to poduszką. Wzięłam szklankę i napiłam się soku - Jak to powiedział, to twoje policzki przybrały kolor twojego nosa – zaśmiała się – On ci się podoba! – powiedziała uradowana, a ja zakrztusiłam się sokiem.
- Wcale nie – odpowiedziałam cicho, gapiąc się w swój telefon, chociaż nie widziałam w nim nic godnego uwagi.
- Ależ tak! Allie, on jest wolny, przystojny, miły, troskliwy...
- I nie jest mną zainteresowany. A ty przestań go tak komplementować, bo Logan będzie zazdrosny.
- On cię lubi! – ciągnęła dalej, nie zważając na moje słowa – Bylibyście piękną parą, on traktowałby cię jak księżniczkę!
I nagle, nie wiedząc dlaczego, posmutniałam.
- Van, przestań, proszę cię. On mi się nie podoba...

Tylko dlaczego zawsze w jego obecności robi mi się gorąco?
_______________________________________________________________________________
Nie chcę znowu żebrać o komentarze, ale nie dziwcie się, że mi się nie chce pisać, jak są tylko 2 ._. 

niedziela, 9 sierpnia 2015

Chapter 12

- Czy masz przeczucie, jak umrzesz? – tak brzmiało kolejne pytanie z listy. Ja już wiedziałam, jak umrę. Zamarznę i utonę w tym deszczu. Zawsze twierdziłam, że kocham deszcz. Tak, ale dzisiaj nasza miłość się chyba wypaliła. Chciałam już udać się do łóżka z ciepłym kocem i kubkiem herbaty. Gdybym powiedziała o tym mojemu towarzyszowi, na pewno by się zgodził i wrócilibyśmy do domu. Ale nie. Allie Smith nie okaże słabości. To nic, że potem przez miesiąc będę się kurować, trzeba być silnym! Z moją głową zaczynało dziać się coś złego.
- Pewnie ze starości. Będę miał osiemdziesiątkę na karku i kopnę w kalendarz. Takie życie – odpowiedział Kendall.
- Taka śmierć – dodałam – Jeśli chodzi o mnie, to choroba. Nie wiem jaka, ale na pewno to będzie choroba.
- Skąd ta pewność?
- Nie wiem, zimno mi, wszystko mnie boli, jestem cała mokra. Mam wrażenie, że za chwilę będziesz musiał zakopać tu moje zwłoki.
- Już kończymy, pomyśl o czymś ciepłym.
- Kakao?
- Może być kakao.
- Zrobisz mi kakao, jak wrócimy?
- Jasne, zrobię ci kakao.
- Lubię kakao, wiesz?
- Każdy lubi kakao.
- Kakao jest ciepłe, prawda?
- Tak, Allie, kakao jest bardzo ciepłe. Chyba, że włożysz kubek do zamrażarki.
- Do zamrażarki...to tak jakby...zabić ideę kakao...kakao musi być ciepłe.
- Będziesz miała najcieplejsze kakao na świecie, ale najpierw musimy skończyć grę.
- Czekaj. Zauważyłeś te podobieństwo nazwisk? Schmidt – Smith – Smith – Schmidt. A co jak jesteśmy rodzeństwem, tylko ktoś się pomylił w papierach?
- Może masz rację, koniecznie trzeba to sprawdzić, siostro.
Szybko odpowiadaliśmy na resztę pytań. Musieliśmy opowiedzieć jak najwięcej o swoim życiu w 4 minuty. Powiedziałam Kendallowi, że moi rodzice zginęli w wypadku, gdy byłam mała. Że wychowywałam się w piekle. Że nigdy nie miałam przyjaciół. I resztę swojego żałosnego losu. Schmidt natomiast podzielił się ze mną faktem, że jako dzieciak był zmuszany przez rodzinę do gry na gitarze. Na początku nie dawał sobie z tym rady i miał serdecznie dość tych strun, ale z czasem umiał grać coraz lepiej i sprawiało mu to coraz większą przyjemność. Dzisiaj nie wyobraża sobie życia bez muzyki. Dowiedziałam się również, że dzieci często mu dokuczały w szkole.
- Powiedz partnerce coś, co ci się w niej podoba – przeczytał chłopak, spoglądając na mnie. Zlustrował mnie wzrokiem.
- No dalej, powiedz, że nic ci...
- Uśmiech, dłonie, nogi...- wyliczył. Kłamca, powiedział tak tylko dlatego, żeby mi nie sprawić przykrości.
- Oczy – odparłam zaraz, patrząc na niego.
Opowiadaliśmy jeszcze o swoich wspomnieniach, zawstydzających momentach, marzeniach. Po ostatnim pytaniu zerwałam się z miejsca i zaczęłam biec. Nie zwracałam uwagi na krzyki Kendalla. Minęło kilka minut, a ja uświadomiłam sobie, że nie wiem, w którą stronę mam biec. Przecież to był labirynt. Jak miałam się z niego wydostać? Przestało padać, ale to nie sprawiło, że poczułam się lepiej. Powoli traciłam zmysły.
Brawo idiotko, teraz minie kilka godzin, zanim znajdziesz wyjście.
Zaczęły boleć mnie nogi, więc zwolniłam tempo. Minęły 2 godziny, a ja nadal szłam na oślep. Może zbliżałam się do celu, może oddałam się od niego. To wiedział tylko Bóg.
Los chyba się do mnie uśmiechnął, bo usłyszałam rozmowę dwojga osób. Serce podeszło mi do gardła, gdy rozpoznałam te głosy. Siostra Logana, Veronica. I...on. James Maslow we własnej osobie. Wiem, że nie powinnam podsłuchiwać, ale to było silniejsze ode mnie. Wyrzuty sumienia dopadną mnie później. Zadała mu jakieś pytanie, ale nie zrozumiałam. Musiałam podejść trochę bliżej.
- ...ale to jeszcze nic. Gdy miałem pięć lat, ona po prostu wyszła z domu, bo kazałem jej przynieść mi jakąś zabawkę. I wszystko było okay. Weszła do sklepu i nawet do mnie zadzwoniła, jak oglądała zabawki i zastanawiała się, co wybrać. Powiedziała, że przywiezie mi za chwilę nowy samochodzik do kolekcji - zaśmiał się krótko pod nosem – Ale wiesz co? Minęło pół godziny, a ona nadal nie przyjechała. Minęło kilka godzin, a jej ciągle nie było. Byłem na nią zły – głos mu się załamał – Ale ona już nigdy nie wróciła.
Zrobiło mi się tak cholernie przykro. Chciałam go jakoś pocieszyć. Chciałam, żeby przestał cierpieć. Gdy usłyszałam jego głos, tak bardzo przepełniony bólem, momentalnie zaczęła boleć mnie głowa.
- James, nie możesz się obwiniać, byłeś dzieckiem. Poza tym nie mogłeś przewidzieć, że jakiś wariat spowoduje wypadek – odparła dziewczyna. Maslow chyba chciał jeszcze coś powiedzieć, ale zaczął kaszleć.
To miała być rozmowa między nimi dwojga.
To miała usłyszeć tylko Veronica.
Nie powinnam o tym wiedzieć.
Odwróciłam się i zamarłam.
- A kuku! – usłyszałam głos Hendersona. Obok niego stał Carlos.
- A co to, podsłuchujemy? – zapytał Latynos.
- Ja? Ja nigdy bym...
- Co robisz tu sama? – Logan spytał cicho. Nie chcieliśmy, żeby tamci nas usłyszeli – Gdzie twój towarzysz lub towarzyszka?
- Kendall...on...nie wiem...pobiegłam sama...i...- zrobiło mi się słabo. Poczułam, jak tracę panowanie nad nogami. Od bliskiego spotkania z ziemią uratował mnie Pena, który mnie złapał w ostatniej chwili.
- Chodźmy już. Jesteś cała lodowata.
Chłopaki znali drogę i po jakimś czasie dotarliśmy do miejsca, gdzie zaparkowaliśmy naszymi samochodami. Dosłownie wepchnęli mnie do środka, a Logan otulił mnie kocem.
- Przepraszam, przez nas znowu będziesz chora...
- Nic mi – kichnęłam – nie jest.
- A ja jestem księżniczką – odpowiedział ironicznie brunet.
- Stary, nie tylko ona się rozchoruje. Ja też nie czuję się najlepiej – odezwał się Carlos, kaszląc.

- Tylko mi tu nie pozdychajcie, okay? Wujek Logan się wami zajmie. 
________________________________________________________________________________
Na samym początku chciałabym coś sprostować. W ostatnim rozdziale Allie i Kendall NIE uprawiali seksu ani nawet się NIE pocałowali. Myślałam, że to było jasne, ale wyciągnęliście błędne wnioski. Mówiłam też, że wyjaśnię, o co chodzi z tymi pytaniami. W realnym świecie istnieje 36 takich pytań, które mogą sprawić, że dwie osoby zbliżą się do siebie. Do opowiadania wybrałam tylko kilka, całość możecie znaleźć, wpisując w Google '36 pytań dr Arona'. 
Bardzo proszę o komentarze, bo ich ilość nie jest adekwatna do liczby odwiedzin bloga ._. Ja naprawdę chcę wiedzieć, co myślicie ._. Powiedzcie mi, co wam się nie podoba ._. Jestem tu dla was przecież ._. 
A TERAZ NIECH KTOŚ ZROBI MI KAKAO, BO JEST TAK ZIMNO, ŻE NIE WYRABIAM. 
znowu się rozpisałam ;-; 

środa, 5 sierpnia 2015

Chapter 11

Każdy ustawił się przed innym wejściem. Schowałam kartkę z pytaniami do tylnej kieszeni spodni.
- Wchodzimy na trzy. Raz...
- Dwa...
- Trzy...
Zrobiłam krok do przodu. Promienie słoneczne oświetlały drogę. Trochę się bałam. O co chodziło w tej grze? Na kogo trafię? Żeby poznać odpowiedzi na te pytania, musiałam iść naprzód. Nie chciałam jeszcze czytać tej kartki. Miałam wrażenie, że to nie są zwyczajne pytania.
Szłam już chyba godzinę. Z każdym kolejnym krokiem czułam coraz większą...ekscytację? Nie mogłam się doczekać, kiedy kogoś zobaczę. Skarciłam się w myślach, gdy pomyślałam o jednym z chłopaków. Prawdopodobieństwo, że wpadnę właśnie na niego wynosiło...1/7. A może lepiej byłoby spotkać którąś z dziewczyn? Perspektywa spędzenia kilku godzin z chłopakiem w labiryncie w nocy była trochę przerażająca. Czułabym się skrępowana.
Nie rozumiałam, jaki był cel tej gry. Nie wiem nawet, czy chciałam rozumieć.
Przestraszyłam się, gdy niedaleko moich stóp ujrzałam martwego ptaka. Czy tutaj jest coś, co mogło go...?
Moje rozmyślania przerwał odgłos czyichś kroków. Postanowiłam powoli podążyć w tamtym kierunku, ale gdy byłam już prawie na skrzyżowaniu ścieżek, potknęłam się o jakiś korzeń. Pech chciał, że osoba, której kroki słyszałam, była tak blisko, że na nią wpadłam. On wylądował na ziemi, a ja na nim. Leżałam na Kendallu. Otworzyłam usta ze zdziwienia i już miałam coś powiedzieć, gdy blondyn położył dłoń na moich ustach i pokręcił głową. No tak, zapomniałam, że mieliśmy się jeszcze nie odzywać. Wpatrywałam się w jego twarz, z której mogłam odczytać, że on również spodziewał się innej osoby. Jednak uśmiechnął się do mnie, jakby chciał powiedzieć ‘nie będzie tak źle’. Również się uśmiechnęłam, po czym zorientowałam się, że nadal przylegam do niego prawie całym swoim ciałem i położyłam się na plecach obok niego.
Idiotka, idiotka, idiotka.
Słońce powoli zachodziło. Zrobiło mi się zimno, bo miałam na sobie tylko bluzkę z krótkim rękawkiem. Chłopak to zauważył i przysunął się do mnie, otaczając mnie ramieniem. Wtuliłam się w jego tors i jakiś czas później zasnęłam.
Obudziły mnie krople deszczu padające mi na twarz.
Co jest?
Było ciemno.
Kendall ciągle mnie obejmował. Spojrzałam na niego. Miał zamknięte oczy. Potem skierowałam wzrok w stronę nieba. Mimo chmur i deszczu zauważyłam jasną kropkę.
Gwiazdka.
Bałam się odezwać, bo miałam wrażenie, że wszyscy mnie usłyszą. A to głupie, bo labirynt był ogromny. Dlatego odwróciłam się tak, żeby moje usta znajdowały się przy uchu chłopaka. Dzieliło je dosłownie kilka milimetrów.
- Kendall...- wyszeptałam. Zero reakcji – Schmidt, obudź się, do cholery – nadal szeptałam – Jak ty możesz spać, skoro pada? – zirytowałam się.
- Zdradzę ci sekret – odwrócił się w moją stronę, dopiero teraz otworzył oczy. Jego twarz była teraz niebezpiecznie blisko mojej – Wcale nie spałem – również szeptał. Uśmiechnął się.
- Kretynie, dlaczego mnie nie obudziłeś? – zapytałam z wyrzutem i kichnęłam. Kolega podał mi chusteczki – Dzięki.
- Po co miałem cię budzić, skoro nie ma jeszcze gwiazdki? O Boże, Allie...my łamiemy zasady! – spojrzałam na niego z politowaniem i wskazałam na małą gwiazdkę na niebie – To na co czekamy?
Wyciągnęłam swoją kartkę, ale zanim ją rozłożyłam, zapytałam go o dość istotną rzecz.
- Czy...my zrobimy to...leżąc?
- Możemy stać, jeśli wolisz... – zaśmiał się, a do mnie dotarło, jak źle zabrzmiało to pytanie.
- Chodziło mi o...
- Wiem. A jak ci wygodniej?
- Właściwie możemy tak zostać...- odpowiedziałam i znowu kichnęłam. Tym razem kilka razy pod rząd.
- Jezu, ty mi się tu rozchorujesz. Super pogodę wybraliśmy...
- Nic mi nie będzie.
- Chodź tu – powiedział i znowu przyciągnął mnie do siebie. Oboje byliśmy cali mokrzy. Przytulanie miało sprawić, że będzie nam cieplej. I faktycznie tak było.
- Panie mają pierwszeństwo, czytaj pierwsze pytanie.
- Okay – spojrzałam na kartkę. Wcześniej włączyliśmy latarki w telefonach, żebyśmy coś widzieli - Gdybyś mógł zaprosić do siebie na obiad kogokolwiek na świecie, kogo byś wybrał?
- Hmm...Jennifer Aniston. Uwielbiam ją, jest świetną aktorką. A ty, kogo?
- To ja powiem, że...- namyślałam się chwilę – Leonarda DiCaprio. Teraz ty pytasz pierwszy.
- Czy kiedykolwiek ćwiczysz, co chcesz powiedzieć, zanim do kogoś dzwonisz? Czemu to robisz?
- Zawsze – zaczęłam kaszleć – Pewnie dlatego, że się denerwuję i język mi się plącze.
- Słuchaj, możemy to skończyć i wrócić do domu. Bo za chwilę znowu będziemy musieli zawieźć cię do szpitala.
- Daj spokój, jest okay – zapewniłam go i wzmocniłam nasz uścisk, nie przerywając kontaktu wzrokowego – Twoja kolej. Odpowiedz na pytanie.
- To chyba zależy od tego, z kim rozmawiam. Jeśli jest to dziewczyna, która mi się podoba, to tak.
- Jakby wyglądał twój idealny dzień? – przeczytałam kolejne pytanie.
- Wystarczy, że spędziłbym go w wyjątkowym towarzystwie. A twój?
- Nie wiem, może poszłabym z kimś na plażę i oglądalibyśmy zachód słońca. Albo, może to głupie, ale nigdy nie byłam na piżama party, czy czymś w tym stylu.
- Naprawdę? Dziewczyny często urządzają sobie takie babskie wieczory, jeszcze ci się to znudzi, zobaczysz – zapewnił z uśmiechem. Nie mogłam odgonić od siebie myśli, że wcześniej tego nie robiły - Kiedy ostatnio śpiewałaś dla kogoś? A dla siebie?
- O nie, ja nie śpiewam – odparłam od razu.
- Żartujesz? Nawet dla siebie? – blondyn spojrzał na mnie zszokowany.  Nie dał mi spokoju, gdy potwierdziłam – No weź, najwyższy czas to zmienić! – nagle wstał i mnie też pociągnął do pozycji stojącej.  Najpierw tylko staliśmy naprzeciwko siebie, trzymając się za ręce, a po chwili on zaczął śpiewać.
- I’ve had the time of my life
And I’ve never felt this way before
And I swear this is true
And I owe it all to you
Brzmiał niesamowicie. Potem puścił moją lewą dłoń i zaczął grać w grę pt. ‘Ile Allie zrobi piruetów, zanim zwymiotuje’. Po kilku przystopował i położył rękę na moich plecach.
- Śpiewaj ze mną, Allie – poprosił. Musiał to powtórzyć kilka razy, żebym posłuchała. Śpiewaliśmy i tańczyliśmy, zapominając o wszystkim dookoła. W pewnym momencie byliśmy tak blisko, że Kendall dotykał swoimi ustami mojego czoła. Powoli przenosił je coraz niżej. Zatrzymał się, gdy doszedł do górnej wargi. To nie był pocałunek. To nie było nawet nic zbliżonego do niego. Ani nie miało być. To była tylko kolejna próba wykrzesania odrobiny ciepła. Bo nam obojgu było tej nocy tak cholernie zimno. Żeby rozgrzać się jeszcze bardziej, zamknęłam oczy i przywołałam obraz  uśmiechającego się Jamesa.
Nie mógłbym zapomnieć o takiej ładnej dziewczynie.
I wyobraziłam sobie, że to właśnie on trzyma mnie w objęciach.
Że to on mnie dotyka.

Że to z nim spędzam tę noc. 
___________________________________________________________________________
WOW, CO TAK SZYBKO?!
Kocham was, to wszystko z miłości do was
Żartuję, zaczęłam pisać rozdział wczoraj wieczorem, położyłam się później do łóżka i...nie mogłam spać. Cały czas myślałam o tym rozdziale. Dlatego dzisiaj wstałam przed 7 i go dokończyłam. 
WIDZICIE, CO JA DLA WAS ROBIĘ? WSTAJĘ PRZED 7 RANO W WAKACJE. TO SKANDAL. 
Uwielbiam wasze komentarze. Naprawdę, swoimi słowami wywołujecie uśmiech na mojej twarzy. 
Nie ma ich wiele, no szkoda, mam nadzieję, że z czasem będzie więcej. 
Tylko jedna osoba odpowiedziała na wszystkie moje pytania, i chociaż nie spodobała mi się odpowiedź z pomarańczą, bo to MANDARYNKI GÓRĄ, to zgodnie z obietnicą, THE UNFORGIVEN, jeśli chcesz mnie o coś zapytać, jakieś dalsze losy bohaterów, lub normalnie pogadać - wyślij mi linka do swojego fb, na asku bądź dm na twitterze, gdzie chcesz :) 
I TAK NA PODSUMOWANIE:
NIKT SIĘ TEGO NIE SPODZIEWAŁ, PRAWDA? KAŻDY OBSTAWIAŁ, ŻE SPOTKA JAMESA? NIE MA TAK ŁATWO, TO BYŁOBY ZBYT PRZEWIDYWALNE XD 
A TERAZ CZEKAM NA ZAŻALENIA, BO WIEM, ŻE WAS ZRANIŁAM XD 
A, i o co chodzi z tymi pytaniami, wyjaśnię następnym razem x 

niedziela, 2 sierpnia 2015

Chapter 10

Zostali jeszcze na kilka minut, żeby mnie pocieszać. Wydawało mi się to dziwne. Uważali mnie za zupełnie obcą osobę, a mimo to przejęli się moim losem. To naprawdę dobrzy ludzie.
Carlos zaproponował, że zostawią mnie teraz, żebym odpoczęła i odwiedzą mnie znowu jutro. Przyjaciołom odpowiadał ten pomysł, dlatego wszyscy się ze mną pożegnali i zmierzali do wyjścia. No, prawie wszyscy.
- James, idziesz? – zapytał Kendall.
- Wy idźcie, zaraz was dogonię – odparł Maslow, patrząc na mnie. Nie, to nie dzieje się naprawdę. Mam z nim zostać sam na sam?
Schmidt chwilę patrzył to na mnie, to na niego, aż w końcu skinął głową i wyszedł, nie pytając, o co chodzi.
James, który dotychczas stał przy ścianie, teraz usiadł na krześle obok mnie. Automatycznie przysunęłam się do drugiej krawędzi łóżka, żeby znaleźć się jak najdalej niego. Moja reakcja chyba go zdziwiła, ale nic o tym nie powiedział, tylko się we mnie wpatrywał.
- Słuchaj, to...to ja cię znalazłem pod drzewem, całkiem zmarzniętą – spojrzałam na niego. Tak, kretynie. Ty i Logan. Kilka tygodni temu – I ja cię wziąłem do mojego samochodu. Ja cię tu przywiozłem – tutaj zawahał się, czy mówić dalej – Gdy niosłem cię na rękach, ty... – wziął czystą kartkę z szafki i długopis i wcisnął mi to do ręki. Moje serce niemal stanęło, gdy mnie dotknął. To ta dłoń. Tą dłonią mnie uderzył - ...szeptałaś moje imię – patrzył na mnie zszokowany moją reakcją na jego dotyk, ale potem mówił dalej – To wydało mi się dziwne, bo przecież nigdy wcześniej się nie spotkaliśmy...prawda?
Spojrzałam na pustą kartkę i napisałam na niej prawdę.
Pewnie chodziło mi o innego Jamesa.
Bo to był inny James. Tamten James na pewno nie prowadziłby ze mną teraz miłej pogawędki. Tamten James dałby mi nauczkę za to, co powiedziałam tamtej nocy.
Podałam mu kartkę, uważając, by moja dłoń nie zetknęła się z jego.
- Tak właśnie pomyślałem, ale chciałem się upewnić. Myślałem, że może poznaliśmy się wcześniej, a ja cię...nie pamiętam – w tym momencie się uśmiechnął – Ale to niemożliwe. Nie mógłbym zapomnieć o takiej ładnej dziewczynie.
Więc to ze mną jest coś nie tak.
- Nie mogę się doczekać, kiedy odzyskasz głos i cię stąd wypuszczą. Musimy się lepiej poznać – wstał z krzesła i podszedł do drzwi – I nie martw się, u nas będzie ci dobrze. Do jutra – uśmiechnął się na pożegnanie.
Kilkanaście minut później zasnęłam, mając przed oczami ten uśmiech.
Minęło kilka dni (codziennie mnie odwiedzali, ponownie poznałam Veronicę), zanim lekarz dał mi wypis. Potrafiłam już się odezwać, ale kazał mi oszczędzać głos.
Dom wyglądał nieco inaczej niż wcześniej. Teraz kolory ścian były cieplejsze, a na ścianach wisiały...płyty? Złote, platynowe z napisem Big Time Rush. Carlos zauważył, że się w nie wpatruję.
- No tak, nie wspomnieliśmy, że...
- Jesteście zespołem muzycznym? Jesteście...sławni?
- Już od paru lat – odpowiedział Kendall – Mam nadzieję, że ci to nie przeszkadza?
- Nie, coś ty. Tylko...nie wiedziałam, że będę mieszkać z gwiazdami – byłam w szoku.
- Daj spokój, jakimi gwiazdami...– odezwał się Logan – Chodź na górę, pokażę ci twój pokój – tak właśnie zrobiliśmy - Zaraz naprzeciwko masz mnie, a obok Veronicę. Moja siostra czasami potrafi być irytująca, przekonałem się o tym przez te wszystkie lata...ale jestem pewien, że się polubicie. I z dziewczynami też. A jakby były z nimi jakieś problemy, to zgłoś się do mnie, okay?
On mówił o tym tak, jakby Veronica nigdy nie wyjechała. Pewnie tak było. Chyba muszę zapomnieć o świecie przed szpitalem, bo wszystko mi się pomiesza.
- Jasne.
- Dobra, teraz pojedziemy wszyscy w takie jedno miejsce. Jak będziesz gotowa, to zejdź na dół.
- Jakie miejsce? – zapytałam, ale nie usłyszałam odpowiedzi, bo chłopak już zszedł do przyjaciół.
Weszłam do swojego pokoju, w którym miałam duże lustro i stanęłam przed nim. Nagle dostałam ochoty na sprowokowanie wymiotów. Nienawidziłam swojego ciała. Nienawidziłam siebie.
Po tym, jak przestałam się nad sobą użalać i skorzystałam z łazienki, zeszłam na dół. Wszyscy już czekali, a ja nadal nie dowiedziałam się, dokąd jedziemy. Zżerała mnie ciekawość. Co oni wymyślili?
- Powiedzcie mi! – upierałam się jak małe dziecko, gdy wsiadaliśmy do samochodu. Rzecz jasna, jechaliśmy dwoma, bo nie zmieścilibyśmy się w jednym. Usiadłam z tyłu, obok mnie siedziała Sally, pasażerem z przodu był  Carlos, a kierowała Veronica. Trochę to mnie zdziwiło.
- Dlaczego muszę przebywać w towarzystwie samych lasek? – zapytał nas Pena z wyrzutem, podczas gdy Veronica wyjechała na ulicę.
- Przegrałeś w marynarzyka? – odpowiedziała pytaniem jego dziewczyna.
- Przeciwnie, wygrałem! Nie zrozumcie mnie źle, podoba mi się towarzystwo pań, tylko...
- Tylko? – pani za kółkiem spojrzała na niego z zaciekawieniem.
- Ty lepiej patrz na drogę. Chodzi o to, że jest mi...niezręcznie.
- Dlaczego? – tym razem ja zapytałam, rozbawiona tonem jego głosu.
- Trzeba być facetem, żeby to zrozumieć – odparł całkiem poważnie.
- Kotku, czy ty sugerujesz, że kobiety są za głupie, żeby pojąć tok rozumowania samców?
- Kochanie...ja wcale tak nie powiedziałem...- reszta drogi upłynęła na podobnych rozmowach. Po kilkunastu minutach dojechaliśmy na miejsce. Wszyscy wysiedliśmy z aut i zobaczyliśmy przed sobą teren przypominający labirynt. Do środka prowadziło 10 ścieżek. Nie był to zwykły labirynt. Dwumetrowy żywopłot zdobiły piękne kwiaty o różnych barwach. Ich cudowny zapach czuć było chyba z kilometra.
- Chłopaki, skąd wytrzasnęliście takie piękne miejsce? – zachwycała się Vanessa. Więc one też nigdy wcześniej tu nie były.
- Tajemnica – odpowiedział uśmiechnięty Logan – Wymyśliliśmy dla was grę, drogie panie.
- Mam zacząć się bać? – zapytałam.
- Jasne, będzie przerażająco. Zasady są proste: każdy wchodzi do środka innym wejściem. Idziemy do czasu, aż spotkamy inną osobę. Wtedy kładziemy się z nią na ziemię i nie możemy się odezwać dopóki nie zobaczymy gwiazdki na niebie. A wtedy...- wyjął z kieszeni 8 kartek i zaczął rozdawać każdemu. Przyjrzałam się swojej. Znajdowało się tam 36 pytań. 
- Okay, boję się – przerwała mu Vanessa.
- Wtedy zaczniemy nawzajem sobie zadawać te oto pytania, patrząc sobie cały czas w oczy.
- Po co cały ten cyrk? – zapytała Veronica.

- Żeby było ciekawie – zaśmiał się Kendall – Tylko nie odpowiadamy za to, co stanie się potem. 
________________________________________________________________________________
Nie mam pojęcia co tutaj napisać, ale chciałabym nawiązać z wami jakikolwiek kontakt, więc oprócz opinii o rozdziale proszę o odpowiedzenie na poniższe pytania:
1) Co u ciebie? Jak wakacje?
2) Pomarańcza vs mandarynka 
3) Wie ktoś, o co chodzi z tymi pytaniami? Bo istnieją takie naprawdę.
AUTOR ODPOWIEDZI, KTÓRE MI SIĘ NAJBARDZIEJ SPODOBAJĄ WYGRA NIEPOWTARZALNĄ, MEGA SUPER FAJNĄ ROZMOWĘ ZE MNĄ NA FACEBOOKU, W KTÓREJ BĘDZIE MÓGŁ ZAPYTAĆ O WSZYSTKO (W TYM DALSZE LOSY NASZYCH BOHATERÓW) 
ehhhh, co ja robię ze swoim życiem, jestem głupia,  i tak nikt nie odpowie na to 
do następnego rozdziału, pamiętajcie, że im więcej komentarzy, tym większą mam chęć do pisania x

sobota, 25 lipca 2015

Chapter 9

Previously:
          - Podziękuj Loganowi za troskę! – krzyknęłam zanim wyszła. Sally poszła chwilę później.Przegięłam. Nie musiałam tego mówić. Po prostu jestem pewna, że jej to przeszkadza. Damski bokser przyczynił się do tego, że tak myślę. Powiedział, że zniszczy moje życie. Ja naprawdę tak cholernie się boję, a najgorsze jest to, że nie mogę nikomu o tym powiedzieć. I tak by mi nie uwierzyli. To ich przyjaciel.Jak ja mam teraz żyć pod jednym dachem z człowiekiem, który mi groził, i który, jak się już przekonałam, jest zdolny do zrobienia mi krzywdy nie tylko psychicznej, ale też fizycznej? 

________________________________________________________________________________

- Siostro!
Nagle poczułam przeszywający ból we wszystkich częściach ciała. Nie mogłam ruszać rękami. Nie znalazłam w sobie nawet tyle siły, by otworzyć oczy i dowiedzieć się, gdzie jestem.
- Siostro, ona chyba się budzi!
- Co tak stoisz, idź po lekarza!
- Doktorze!
Do moich uszu dobiegły znajome głosy. Skądś je kojarzyłam, ale nie mogłam sobie przypomnieć skąd.
Znajomi, nieznajomi, walić to. Zamknijcie już mordy, proszę, bo zaraz mi głowa eksploduje.
- Słyszy mnie pani?
Tego głosu na pewno nigdy wcześniej nie słyszałam. Gdzie ja jestem? Chciałam coś powiedzieć, ale nie mogłam. Coś było nie tak. Dlaczego nie mogłam się odezwać?
- Jeśli pani słyszy, proszę otworzyć oczy.
Czułam się, jakbym miała sklejone powieki. Po chwili trudu jednak udało mi się to zrobić. Od razu tego pożałowałam, gdy ujrzałam białe, oślepiające światło. Z moich ust wydobył się jęk. Skierowałam oczy na mężczyznę stojącego obok łóżka, na którym leżałam. Miał na sobie biały fartuch i wyglądał na czterdziestolatka. Zauważyłam, że na jego szyi widnieje jakiś wisiorek. Jeśli mój mózg był sprawny, to właśnie patrzyłam na lekarza Adama, który był w związku z kobietą o imieniu zaczynającym się na literę ‘M’. Chociaż mogłam się mylić. Wisiorek w kształcie tej litery mógł mieć dla niego wiele znaczeń. M jak masło, melanż, majonez, masturbacja. To mogło być wszystko, niekoniecznie imię ukochanej.
Moment.
Dlaczego ja byłam w szpitalu? Co się stało? Nic nie pamiętałam.
Podniosłam się do pozycji siedzącej i rozejrzałam się po pomieszczeniu. Sala była dość mała, obok mojego łóżka znajdowało się drugie, tyle że puste.
- Allie...- spojrzałam na osoby stojące obok lekarza i nagle wszystko mi się przypomniało. Ucieczka z domu, zimna noc, zamieszkanie z nieznajomymi, kłótnia z jednym z nich, ból na policzku, Logan, bycie idiotką podczas rozmowy z Van...
Z przerażeniem stwierdziłam, że ON też tutaj jest i że to właśnie ON wymówił wcześniej moje imię.
Nagle zrobiło mi się słabo. Obraz przed oczami zaczął mi się rozmazywać i ledwo umiałam złapać oddech.
NIE
NIE
NIE
Zabierzcie go, proszę. Zabierzcie...
- Doktorze, co jej jest?
- Jest osłabiona, nie ma się co dziwić...
Otworzyłam usta, żeby coś powiedzieć, ale tym razem też nie wydobył się z nich żaden dźwięk. Chciałam krzyczeć.
Niech go stąd ktoś wyrzuci!
Bałam się. Tak bardzo się bałam.
- Pani Smith, przywieziono tu panią z objawami hipotermii. Zrobiliśmy, co w naszej mocy i jutro już powinna pani poczuć się lepiej. Nic pani nie boli?
Nie umiałam mu odpowiedzieć. Wszystko mnie bolało, ale on się o tym nie dowie, bo z jakiegoś powodu w tym momencie nie potrafiłam mówić. Złapałam się za gardło i zaszczyciłam doktora zrozpaczonym spojrzeniem.
- Nie może pani mówić? – zapytał zdziwiony, po czym pokręciłam głową – No cóż, to może być spowodowane długotrwałym stresem. Trzeba czekać – powiedział i wyszedł z sali.
Zostałam z sześcioma osobami. Brakowało tylko Veronici.
- Nie martw się, jak tylko zrobi ci się lepiej, to chłopaki odwiozą cię do domu. Musisz im tylko powiedzieć, gdzie mieszkasz – zwróciła się do mnie Sally.
Nic nie rozumiałam. To jakiś żart? Przecież ja mieszkam z nimi od kilku tygodni.
- Rodzice pewnie już się o ciebie martwią – odezwał się blondyn. Szukałam na jego twarzy śladu rozbawienia, ale go nie znalazłam. On mówił poważnie. Reszta też nie wyglądała, jakby robili sobie ze mnie żarty.
Kendall, przecież wiesz, że moi rodzice nie żyją!
Gdybym tylko mogła się odezwać...
- Wybacz, ale musieliśmy pogrzebać w twoim telefonie, żeby wiedzieć, jak się nazywasz – powiedział Logan. Patrzyłam na niego ze zdumieniem. Nawet on? Musiałam wyglądać naprawdę żałośnie, bo kucnął obok mojego łóżka i rzucił mi te swoje zatroskane spojrzenie – Hej, niedługo wrócisz do domu, nie martw się.
I w tamtym momencie, gdy spojrzałam w jego oczy i uświadomiłam sobie, że mój najlepszy przyjaciel nie wie, kim jestem, zaczęłam ryczeć jak dziecko.
- Logan, chyba powinniśmy już iść... – usłyszałam Vanessę.
- Zaczekaj. Allie, nie znaleźliśmy numerów twoich rodziców w telefonie... Jest tu gdzieś kartka i coś do pisania? – po chwili znalazł je na szafce obok łóżka i mi podał – Napisz imię osoby, z którą mamy się skontaktować, dobrze?  - pokręciłam przecząco głową – Co, dlacze...

- Logan, daj spokój, nie męcz jej – odezwał się Maslow - Idź zapytaj lekarza, kiedy będzie mogła stąd wyjść. Przecież na razie może się zatrzymać u nas, prawda? – spojrzał na mnie i się uśmiechnął. Przypomniał mi się tamten wieczór... Ale on nie wyglądał tak, jakby chciał zrobić mi krzywdę. A skoro oni mnie nie pamiętają, to...czym były ostatnie tygodnie? 

_______________________________________________________________________________

PIERDZIELE, JAKI MINDFUCK 
CO TU SIĘ DZIEJE 
Nie było mnie całe wieki, dlatego pragnę przeprosić tych, którzy czekali. 
Wiem, że krótki, ale chciałam jak najszybciej go wstawić i zacząć pisać następny. 
Ogłoszenia parafialne: 
1) Prawdopodobnie 28.07 odbędzie się akcja na twitterze z hashtagiem #WeWantReturnOfBigTimeRush, dlatego BARDZO was proszę, żebyście wzięli w niej udział.
2) Jeśli jeszcze nie wiecie, to jest akcja sprowadzenia Heffron Drive do Polski, Przeczytacie o tym na http://btrkapoland.blogspot.com/ i fanpage'u Heffron Drive Poland. 
3) Nie wiem, jak będzie z tym blogiem we wrześniu, bo szkoła ._. 
4) CZEKAM NA WASZE TEORIE, O CO CHODZI W TYM ROZDZIALE 
DZIĘKUJĘ, JEŚLI DOTRWAŁEŚ TUTAJ, A TERAZ MOŻESZ SKOMENTOWAĆ X

niedziela, 10 maja 2015

Chapter 8

- Allie Smith, natychmiast otwórz te cholerne drzwi, bo inaczej użyjemy innych środków, żeby cię stąd wyciągnąć! – usłyszałam głośne pukanie do drzwi i krzyk Vanessy. Sięgnęłam po telefon i zauważyłam, że jest już po jedenastej. Szybko zerwałam się z łóżka, bo bałam się, że ktoś mi zaraz wyważy drzwi. Przekręciłam klucz, a moim oczom ukazały się współlokatorki.
- Dziękuję wam, kochane koleżanki, za miłą pobudkę – powiedziałam i ziewnęłam. W nocy nie mogłam zasnąć, dlatego spałam może jakieś 3 godziny – Moment...Van? Wróciłaś?
- Tak, słuchaj, musimy pogadać...
- To ty...spałaś? – zapytała zdziwiona Sally.
- Zwariowałaś? Polowałam na tygrysy. Właźcie.
Sally i Vanessa usiadły obok mnie na łóżku.
- Van, dlaczego nie odbierałaś ode mnie telefonów? Pogodziłaś się z Loganem?
- Musiałam to wszystko przemyśleć. Wczoraj wieczorem tu przyszłam, bo chciałam z nim porozmawiać, ale gdy go zobaczyłam i gdy mnie przytulił...słowa już nie były potrzebne.
- Nawet nie wiesz, jak się cieszę – zmusiłam się do uśmiechu. Lubię ją, nawet bardzo, ale wciąż tkwiło mi w pamięci wydarzenie z wczoraj i nie miałam siły normalnie się uśmiechać. Ciekawe, o której Maslow wrócił do domu. A może nie wrócił? Nie wiem, jakbym zareagowała, gdybym go teraz zobaczyła. Wcześniej go nie znosiłam, bo zachowywał się jak dupek, ale wczoraj przeszedł samego siebie. Już nigdy nie zgodzę się na przebywanie z nim sama. Z przykrością stwierdziłam, że zaczęłam się go bać. I to bardzo – A teraz może wytłumaczycie mi, po jaką cholerę dobijałyście się do drzwi?
- Wczoraj w nocy, zanim weszłaś do pokoju, spotkałaś Logana, prawda? – zapytała Van, a ja skinęłam głową – Martwił się o ciebie, mówił, że słabo wyglądałaś...- zabiję Hendersona i tę jego pieprzoną troskę – a dzisiaj tak długo nie wychodziłaś z pokoju, chciałyśmy sprawdzić, czy wszystko w porządku.
- W jak najlepszym – odparłam krótko. Dziewczyny nie zaczęły panikować na mój widok, więc chyba nie mam żadnych śladów na twarzy. Dzięki Bogu.
- Allie, co się wczoraj stało? – zapytała Sally. Wyglądała na zmartwioną. Co mam im powiedzieć? ‘’Wasz przyjaciel wczoraj posądził mnie o romans z chłopakiem Van, a potem mnie uderzył. Ale nic mi nie jest, naprawdę. Chodźmy zjeść śniadanie z tym dupkiem”?
- Nic się nie stało, Logan przesadza. Byłam po prostu...
- Zmęczona? Tak? Mówił, że odskoczyłaś od niego jak oparzona i nie chciałaś z nim gadać. To przez zmęczenie, hmm?
Naprawdę? Nagle zrobił się taki wylewny? Uduszę kretyna.
- Wolałabyś, żebym miała jeszcze bliższe stosunki z twoim chłopakiem, dobrze rozumiem? – zapytałam zdenerwowana. Za dużo pytań, na które nie mogę odpowiedzieć. Na twarzy Vanessy wymalowany był szok. Nie wiedziała, co odpowiedzieć.
- No dalej. Powiedz, że nie podoba ci się to, że spędzam tyle czasu z Loganem. Że to przeze mnie prawie rozwalił się wasz związek. Że jestem dziwką. Powiedz.
- Allie, przestań...- cicho odezwała się wybranka Latynosa.
- Masz rację, przestanę go przytulać. Przestanę z nim rozmawiać. Będę go unikać. Tak będzie lepiej, prawda?
Nastała chwila ciszy. Dziewczyny były smutne i patrzyły na mnie z litością. Pewnie teraz uznały mnie za wariatkę, która potrzebuje szpitala.
- Ja naprawdę nie wiem, co się wczoraj stało i jest mi smutno, że nie chcesz nam powiedzieć. Ale nie zamierzam słuchać takich komentarzy, bo nie masz pojęcia, co myślę o tobie i twojej przyjaźni z Loganem – Van podeszła do drzwi i je otworzyła.
- Podziękuj Loganowi za troskę! – krzyknęłam zanim wyszła. Sally poszła chwilę później.
Przegięłam. Nie musiałam tego mówić. Po prostu jestem pewna, że jej to przeszkadza. Damski bokser przyczynił się do tego, że tak myślę. Powiedział, że zniszczy moje życie. Ja naprawdę tak cholernie się boję, a najgorsze jest to, że nie mogę nikomu o tym powiedzieć. I tak by mi nie uwierzyli. To ich przyjaciel.

Jak ja mam teraz żyć pod jednym dachem z człowiekiem, który mi groził, i który, jak się już przekonałam, jest zdolny do zrobienia mi krzywdy nie tylko psychicznej, ale też fizycznej? 
_______________________________________________________________________________
Pragnę tylko wam powiedzieć, że w tym rozdziale miał być miło spędzony dzień z dziewczynami. Trochę nie wyszło, lol. 

sobota, 2 maja 2015

Chapter 7

-Dlaczego ty taki jesteś?
Parki są idealnym miejscem na nocne spacery. Cisza i spokój, brak irytujących ludzi. Można w spokoju pomyśleć, gdy jesteś sam lub pogadać o wszystkim z osobą, z którą przyszedłeś. Ta noc była chłodna, ale mi to nie przeszkadzało. Pragnienie szczerej rozmowy z Panem Hej Mam Dwie Osobowości, Raz Jestem Nadętym Bufonem, Raz Uroczym Chłopcem było silniejsze od zimna. Naprawdę chciałam wierzyć, że James jest w porządku, ale nie mogłam.
- Taki, znaczy jaki?
Do moich uszu dobiegały pohukiwania sów, co oznaczało, że pewnie pałętały się gdzieś między drzewami i nas podsłuchiwały. Cwane ptaszyska.
- Dobrze wiesz, o co mi chodzi. Nie wiem, co mam o tobie myśleć.
Chłopak westchnął.
- Poznałaś moją twarz z przed kilku miesięcy. Jeszcze niedawno byłem takim dupkiem dla wszystkich dziewczyn. Ale od tamtej nocy...kiedy cię znaleźliśmy z Hendersonem...coś się zmieniło. Nie doznałem żadnego objawienia, czy czegoś w tym rodzaju. Po prostu...od początku wiedziałem, że jesteś inna – na moment przerwał i na mnie spojrzał – i chciałbym zawsze być dla ciebie dobry, ale mi się to nie udaje. Przykro mi, że nie jestem taki jak Logan.
Co to miało znaczyć, do cholery? On już do reszty zdurniał?
- O czym ty mówisz, James? – zapytałam zdziwiona.
- Nie udawaj głupiej. Ja widzę te wasze uśmiechy, spojrzenia, uściski...
- Maslow, ty naprawdę jesteś aż tak wielkim idiotą? My jesteśmy przyjaciółmi...
- Tak? I nagle, kiedy Logan poznaje nową przyjaciółkę, w tym samym czasie psuje się jego związek?
Nie mogłam wierzyć własnym uszom.
- Ja...chciałam cię poznać, zrozumieć. Ale w takiej sytuacji nie licz na więcej spacerów ze mną.
Odwróciłam się i skierowałam w kierunku domu.
- No i świetnie! Leć sobie do niego!
- Żebyś wiedział, że tak właśnie zrobię! – odkrzyknęłam.
- Będziesz tego żałować, zobaczysz!
Zatrzymałam się i znów do niego podeszłam. Teraz mówiłam opanowanym głosem.
- Grozisz mi? – zapytałam.
- Ja? Nie, ależ skąd. Tylko pamiętaj o tym, co powiedziałem. Zamienię ci życie w koszmar.
- Z tobą jest coś nie tak, kretynie, powinieneś się leczyć!
Nie zdążyłam zauważyć jego miny, ale musiałam go nieźle zdenerwować, bo poczułam piekący ból na policzku. Byłam zszokowana. Tego się nie spodziewałam.
- Wiesz co teraz zrobię? – zapytałam cicho – Pójdę do domu. Zapukam do pokoju Logana. Wiesz co on zrobi? Wpuści mnie do środka. Zobaczy, jak wyglądam i zapyta, co się stało. Wiesz co mu powiem? Że byłam z tobą na spacerze. Czy powiem, że to ty mnie uderzyłeś? O, nie. Ale on się domyśli. Wkurzy się i będzie chciał się z tobą policzyć. Ale wiesz co? Ja mu nie pozwolę. Będę chciała, żeby mnie pocieszył. Najpierw mnie przytuli, pogłaszcze po włosach, pocałuje w czoło. Po kilku minutach usiądę mu na kolanach i zacznę dotykać jego twarzy. Spojrzę mu głęboko w oczy i go pocałuję. On nie będzie miał oporów, bo jego związek z Van to praktycznie przeszłość. Popchnę go na łóżko i zacznę rozpinać koszulę. A gdy już wszystkie nasze ubrania będą leżeć na podłodze... no, tego ci chyba tłumaczyć nie muszę. Powiem tylko, że będę krzyczeć jego imię całą noc, podczas gdy ty...och, ty nikogo nie obchodzisz, wiesz? Bo jak można się przejmować takim człowiekiem? Życzę ci z całego serca wszystkiego najgorszego.
Odwróciłam się, zanim zareagował. Teraz biegłam do domu. Rozpadało się, dlatego stanęłam przed drzwiami cała mokra. Wszyscy chyba już spali. Weszłam na górę i skierowałam się do swojego pokoju, jednak zanim dotknęłam klamki, ujrzałam bruneta wychodzącego ze swojej sypialni.
- Allie, gdzie ty byłaś? Coś się stało? – podszedł bliżej, ale ja się odsunęłam – Możemy pogadać? – zapytał.
- Nie teraz, jestem zmęczona. Ty też powinieneś już spać.
- Jesteś cała mokra – zlustrował mnie od stóp do głów – Wszystko okay? Nie najlepiej wyglądasz – dzięki Bogu nie zobaczył żadnych śladów na twarzy, wtedy nie dałby mi spokoju.
- Nic mi nie jest. Pogadamy jutro. Dobranoc – powiedziałam i weszłam szybko do pokoju i zamknęłam drzwi.
- Dobranoc – odpowiedział cicho Logan, w momencie gdy osunęłam się na drzwiach, a kilka nowych kropel wody znalazło się na moich policzkach.

________________________________________________________________________________
Przepraszam, że nie dodawałam nic tak długo, ale moim usprawiedliwieniem jest szkoła i egzaminy, które niedawno pisałam. 
Dzisiaj rozdział taki...straszny. Nasza bohaterka ma prawo się bać, prawda? A już miało być tak pięknie...

wtorek, 24 marca 2015

Chapter 6

- Siostra? Siostra Veronica? Nigdy nie wspominałeś o tym, że masz siostrę.
- Van, posłuchaj...ona wyjechała dawno temu, nie wiedziałem, czy kiedykolwiek znowu ją zobaczę...
Vanessa tym razem nie wydawała się wkurzona. Była rozczarowana i smutna.
- A wy wiedzieliście? – zapytała drżącym głosem chłopaków, którzy siedzieli na kanapie. Odezwał się Carlos:
- My znamy się od dzieciństwa, nawet bawiliśmy się z nią w piaskownicy.
Mogłabym przysiąc, że jej oczy się zaszkliły. Było mi jej szkoda. Teraz zwróciła się do Logana:
- Naprawdę tak mało dla ciebie znaczę? Znamy się od dwóch lat, a ty nie raczyłeś mi powiedzieć, że masz siostrę?
- Kochanie...
- Wiesz co? Mam dość – wzięła swój płaszcz, założyła buty i wyszła z domu. Przez chwilę panowała cisza.
- Dlaczego wróciłaś? – zapytał Kendall siostrę Hendersona.
Veronica opowiedziała nam o tym, jak straciła pracę i została zupełnie sama. Jej jedyna przyjaciółka zginęła w wypadku samochodowym, więc nic jej tam nie trzymało. Po siedmiu latach wróciła do ojczyzny. Nie licząc rodziców, Logan jest jej jedynym krewnym. Dlatego przyjechała do niego. Nie wyjaśniła jednak, dlaczego stąd wyjechała. Chłopaki pewnie wiedzą, a ja dowiem się z czasem, gdy ktoś będzie chciał mi powiedzieć.
- Allie, pokażesz Veronice wolny pokój? Będziecie mieszkały obok siebie, moje panie – rzekł Logan z uśmiechem. Widać było, że jest szczęśliwy z powodu powrotu siostry, ale też niepokoiła go sprawa z Van.
- Jasne – odpowiedziałam.
- To naprawdę nie będzie problem, jeśli na trochę się u was zatrzymam? – zapytała brunetka. Przyjrzałam jej się i muszę stwierdzić, że jest dosyć podobna do Hendersona.
- Żartujesz sobie? Nie widziałem cię od siedmiu lat. Problemem byłaby sytuacja, w której byś sobie teraz stąd poszła. Na górę, dziewczyny, już. Pomogę wam z torbami.

Jakiś czas później, w moim pokoju

- Gadałeś z Loganem? Jak on się czuje? – pytałam Schmidta.
- Martwi się o Vanessę, bo do tej pory nie wróciła.
- Mam nadzieję, że szybko się pogodzą.
- Ja również. A co sądzisz o naszej nowej współlokatorce? – zapytał.
- Wydaje się sympatyczna, chyba jakoś się dogadamy.
Był już późny wieczór. Też trochę bałam się o Van. Dzwoniłam do niej wcześniej kilkakrotnie, ale nie odbierała. Mam nadzieję, że nic jej się nie stało. Rozmawialiśmy z Kendallem, gdy ktoś zapukał do drzwi mojego pokoju.
- Proszę – powiedziałam.
Ku mojemu zdumieniu, do środka wszedł nie kto inny, jak sam James Maslow. To za dużo wrażeń jak na jeden dzień.
- Możemy pogadać? – zapytał szatyn.
Nic nie odpowiedziałam.
- To ja już chyba pójdę – powiedział Kendall, po czym zwrócił się do Maslowa – Bez szans, stary. Nawet ze mną nie chciała się umówić – wszyscy się zaśmialiśmy. Blondyn wyszedł, a my zostaliśmy sami.
- Słuchaj, dopiero po długich rozmyślaniach doszedłem do wniosku, że zachowałem się jak palant i masz prawo być na mnie zła...przepraszam.
No i co ja mam mu odpowiedzieć?
- Nie chcę się wdawać w jakieś chore relacje z tobą, Maslow.
- Udowodnię ci, że żałuję.
No, jak powiedział, tak zrobił...
...i zaczął rapować.

Przebacz mi proszę
Ja dobre intencje noszę
Żałuję czynów swych
Pojedźmy razem do Tych

Kupię ci kebaba
Bo jestem Ali Baba
Wrzuć głos na mnie do urny
Bo inaczej pójdę do trumny

- James, błagam cię, SKOŃCZ – odezwałam się, gdy zauważyłam, że ma wenę. Szczerze? Nie wiedziałam, czy się śmiać, czy płakać.
- Wybaczysz mi, Minnie?
- Jeśli obiecasz, że już nigdy więcej nie będziesz rapował, to możemy zapomnieć o tamtej nocy i iść na nasz pierwszy spacer. Pasuje?
- Jasne, Minnie.

- I nie mów tak na mnie, Maslow.
________________________________________________________________________________
TAK TO JEST, GDY PISZĘ POD PRESJĄ.
ROZDZIAŁ DEDYKUJĘ WERONICE AKA CIASTKOWI, POZDRO. 
MAM NADZIEJĘ, ŻE CHOCIAŻ W MINIMALNYM STOPNIU WAS TO ROZBAWIŁO XD 
DZIĘKUJĘ ZA KOMENTARZE :') 

niedziela, 22 marca 2015

Chapter 5

Będąc małym dzieckiem, zawsze myślałam, że gdybym była wyższa, to mogłabym dotknąć gwiazdek na niebie. Że po prostu brakuje mi kilkunastu centymetrów. Chciałam mieć wszystkie te świecidełka, tak jak karty z Chipicao. Różnica polegała na tym, że to drugie mogłam mieć. Nigdy nie zebrałam całej kolekcji, ale było to możliwe. Natomiast jeśli chodzi o gwiazdy...dopiero po czasie zrozumiałam, że nie będzie takiego dnia, w którym będę mogła spełnić te marzenie. Kompletnie się załamałam, gdy dowiedziałam się, że gwiazdy znajdują się miliardy lat świetlnych od nas, a te na które teraz patrzymy, tak naprawdę wygasły dawno temu. Informacja, że Słońce to gwiazda, była dla mnie nie do przyjęcia. Ale dość o moich traumatycznych przeżyciach. Lubię kosmos. Wszystkie te konstelacje, gwiazdozbiory są piękne. Ciekawią mnie inne galaktyki i nie odkryte planety. Rozmawiam z księżycem. Tak, księżyc wie o mnie więcej niż ktokolwiek inny kiedykolwiek będzie wiedział. Wiecie co jest fajne w rozmowie z czymś położonym daleko stąd, nie posiadającym ust? Nigdy ci nie odpyskuje. Nigdy nie będzie ci przerywał. Nigdy na ciebie nie nakrzyczy. Zawsze wysłucha.
- Van, proszę cię...
Siedziałam w swoim pokoju i słuchałam muzyki, jednak głosy z korytarza spowodowały, że przerwałam tę czynność.
- Nie, Logan, to ja cię proszę. Wytłumacz mi, jaki jest problem.
Podeszłam do drzwi. Skoro rozmawiają tak głośno, to chyba to, co teraz robię, nie zalicza się do podsłuchiwania?
- Codziennie gdzieś wychodzisz, wymyślasz jakieś słabe kłamstwa...co się dzieje?
- Co ma się dziać?
To chyba nie jest jedna z tych miłych wymian zdań.
- Jeśli mnie zdradzasz, po prostu mi to powiedz. Wtedy przynajmniej się dowiem, jaka naprawdę jesteś.
Nie wiem, co bym zrobiła na miejscu Van. Logana chyba trochę poniosło. Jeszcze nie byłam świadkiem żadnej kłótni w tym domu, nie licząc sporu o wybór filmu.
- Nie wierzę, że to powiedziałeś.
Cisza. Kroki. Trzaśnięcie drzwiami.
- Logan – słyszę głos Jamesa – pogadamy?
Nie usłyszałam odpowiedzi, ale prawdopodobnie chłopak skinął głową i weszli do sypialni Maslowa. A właśnie, Maslow. Nie rozmawiałam z nim od czasu tamtego incydentu. Nadal nie mogę mu wybaczyć tego, jak mnie potraktował. Nieważne, czy jest przystojny czy nie – ciągle jest [wszystkie istniejące negatywne epitety] idiotą, kretynem i dupkiem, którego nie znoszę.
Pozostała część dnia jest dosyć nudna i spokojna. Vanessa wróciła po kilku godzinach. Logan nie zwraca na nią uwagi, a ona na niego. Muszą trochę ochłonąć.
Siedzieliśmy wszyscy w salonie i tępo wpatrywaliśmy się w telewizor, gdy usłyszeliśmy dzwonek do drzwi. Kto mógł nas nawiedzać o tej porze? Dochodziła jedenasta. Carlos poszedł otworzyć. Wrócił po chwili ze zdziwieniem wymalowanym na twarzy.
- Emm...Logan?
- Co?
- Ktoś do ciebie.
Naszym oczom ukazała się średniego wzrostu brunetka. Bardzo ładna. W rękach trzymała dość dużą torbę, którą jednak zaraz położyła na ziemi. Spojrzała na Hendersona. Chłopak wstał z kanapy i powoli do niej podszedł.
- Nie poznajesz mnie? – dziewczyna się uśmiechnęła.
- Jak...co...dlaczego...co...
- Wróciłam – odparła rozpromieniona, po czym rzuciła się w ramiona Logana. Ten, ciągle w szoku, dopiero po chwili odwzajemnił uścisk.

- Tęskniłem – wydukał tylko. 
________________________________________________________________________________
TSA BUM 
Kim jest tajemnicza nieznajoma i co ją łączy z Loganem?
Co będzie ze związkiem naszego bohatera i Vanessy? 
Czy Allie zacznie znowu odzywać się do Jamesa? 
Czekam na wasze opinie :D 

niedziela, 8 marca 2015

Chapter 4

6:22
Nie spałam całą noc. Nie mogę przestać myśleć o wczorajszym zdarzeniu. Za kogo on się uważa? Robi mi się niedobrze, gdy pomyślę, że już zaczynałam go lubić... On raz wydaje się miły, a za chwilę robi coś tak wrednego... Co do diabła jest z nim nie tak? Ten człowiek trochę mnie przeraża. Zachowuje się, jakby miał dwie osobowości: Ten Miły, Sympatyczny i Pocieszający James oraz Ten Bezczelny i Pomylony Maslow. Nie wiem, czy chcę się bawić w jakieś idiotyczne gierki z taką osobą. Moje życie jest już wystarczająco postrzelone. Może po prostu będę go unikać?
Tak, Allie, powodzenia w unikaniu swojego współlokatora.
Czasem naprawdę żałuję, że nie mam normalnego mózgu. To rozwiązałoby wiele problemów.
Postanowiłam się przebrać. Co by tu ubrać... Oh, zapomniałam, że nie mam tutaj prawie żadnych ciuchów. Musiałabym pojechać Tam. Nie chcę jechać Tam. Tam to złe miejsce.
Spojrzałam na podłogę, na której leżała jego bluza. Nie oddałam mu jej wczoraj. Trudno, na razie poradzi sobie bez niej.
Założyłam swoje ciuchy, skorzystałam z łazienki i zeszłam na dół.
Nie tylko ja już nie spałam.
- Cześć – powiedziałam, siadając na kanapie obok Hendersona.
- O, cześć – oderwał na chwilę oczy od laptopa i spojrzał na mnie zdziwiony – Dlaczego nie śpisz?
- Bezsenność – odparłam krótko – A ty?
- Jestem rannym ptaszkiem – odpowiedział, uśmiechając się lekko. Jego uśmiech automatycznie wywoływał uśmiech na mojej twarzy. To było dziwne, ale miłe uczucie.
Spojrzałam na godzinę w jego laptopie. Była 6:43.
- Co czytasz? – zapytałam, gdy Logan zamknął stronę, którą przeglądał.
- Nic ważnego. Same bzdury.
Nastała chwila milczenia. Teraz chłopak włączył jakąś piosenkę. Nie znałam jej, ale bardzo mi się spodobała.
- Niezła.
- Też tak sądzę.
- Logan?
- Tak? – odparł, wpatrując się w teledysk.
- Czym wy się właściwie zajmujecie? – te pytanie nurtowało mnie od poznania tych ludzi.
- Jesteśmy studentami – odpowiedział.
- Wszyscy? – brunet potaknął – Co studiujecie?
- Ja i Kendall literaturę angielską, Carlos fizykę kwantową, a James filologię hiszpańską.
- Fizyka kwantowa? Naprawdę? – nie dowierzałam.
- No tak. Nasz Carlito od zawsze ma mózg do nauk ścisłych – zaśmiał się – Często nam pomagał z matmą i fizyką.
- Za ile mogę go wynająć, gdy zacznie się rok szkolny? Ktoś mnie musi przygotować do matury.
- Wystarczy, że pójdziesz z nim na pizzę, będziesz komplementować jego ładne oczka i ładnie poprosisz – odparł ze śmiechem - A jak z tobą? Też humanistka?
- Tak. Słuchaj, Logan...mogę cię o coś poprosić?
- Jasne.
- Musiałabym pojechać po swoje rzeczy...mógłbyś mnie podwieźć?
- Nie ma problemu – odpowiedział i wskazał palcem na swój policzek. Byłam zdezorientowana.
- O co chodzi?
- O zapłatę za podwózkę – odparł z uśmiechem. Strasznie dużo się uśmiechał.
Dopiero po chwili zrozumiałam, o co mu chodzi.
- Wiesz co? Zapłatę dostaniesz po wykonanej robocie.
- Jaką mam pewność, że to zrobisz?
- Jaką mam pewność, że ty to zrobisz?
Droczyliśmy się przez kilka minut i w końcu ustaliliśmy, że dam Loganowi buziaka w połowie całej trasy, czyli gdy podjedziemy pod rezydencję mojej ciotki. Nadal było bardzo wcześnie, ale i tak nie mieliśmy nic do roboty, więc ruszyliśmy w drogę. Po jakichś 20 minutach dotarliśmy na miejsce.
- Pójdę z tobą – powiedział brunet, gdy wpatrywałam się w dom.
- Nie, mogę iść sama...
- Nalegam – spojrzał na mnie a ja lekko skinęłam głową. Trochę się bałam, chociaż według moich obliczeń ciocia powinna być już w drodze do pracy, a John pewnie śpi jak zabity. To norma. Nie było czego się bać. Drzwi były otwarte, więc cicho weszliśmy do budynku. Ten dom wywoływał ciarki na moich plecach. Przywoływał same najgorsze wspomnienia. Teraz, kiedy już się od niego uwolniłam, ciężko było mi tu wracać. Dobrze, że tylko na chwilę.
Udałam się do swojego pokoju, mijając salon, w którym na podłodze leżał ten facet. Wokół niego leżało kilka pustych butelek. To obrzydliwe. Spakowałam swoje rzeczy po jakichś 10 minutach i wyszliśmy. Wrzuciłam torbę na tylne siedzenia auta, po czym usiadłam obok kierowcy. Już odpalał silnik, kiedy coś mi się przypomniało. Musnęłam lekko ustami jego policzek. Uśmiech na jego twarzy to chyba odruch bezwarunkowy w takich sytuacjach.

- Dziękuję – powiedziałam szeptem. I odjechaliśmy.  

niedziela, 22 lutego 2015

Chapter 3



Ciemny las. Ścieżka. Wiatr.
Rozglądam się. Najpierw jestem zaciekawiona, potem przerażona. Serce mi zamiera, gdy słyszę wycie. Wilkołak? Głupia, wilkołaki nie istnieją. To musi być jakiś pies albo... wilk.
Pohukiwanie sowy. Krople potu na moim czole. Powietrze wydaje mi się zatrute.
Każdy z tych czynników sprawia, że boję się coraz bardziej.
Robi mi się słabo.
Ocieram czoło. Patrzę na swoją dłoń i widzę na niej krew.
Uginają mi się kolana. Zaraz zemdleję...
- Obudź się – usłyszałam znajomy głos i poczułam dłonie jednego ze współlokatorów na swoich. Usiadłam.
- Już dobrze, to był tylko sen. Znowu. Od dawna masz koszmary? – zobaczyłam Jamesa kucającego przy moim łóżku. Nie miał prawa tu wchodzić. Mimo to jednak gdzieś tam w środku cieszyłam się, że nie byłam teraz sama.
- Odkąd pamiętam. Dlaczego tu jesteś?
- Nie mogłem spać, przechodziłem obok twojego pokoju i słyszałem krzyk. Chciałem sprawdzić czy wszystko w porządku.
- Tak, jest okay. Dzięki – odparłam zdziwiona. Martwił się o mnie? Nie wierzę.
- Skoro tak, to ja już pójdę. Dochodzi 3 w nocy. Dobranoc – podszedł do drzwi, ale zanim dotknął klamki, usłyszał mój głos.
- James?
- Tak? – odwrócił się do mnie.
Potem zadałam pytanie, które zdziwiło nas obojga.
- Zostaniesz ze mną?
Szatyn lekko się uśmiechnął.
- Jasne – podszedł do mnie i chciał znowu kucnąć przy łóżku, jednak powstrzymały go moje słowa.
- Nie wygłupiaj się, siadaj – wskazałam na łóżko. Chłopak usiadł obok mnie.
- Zgaduję, że nie chcesz już dzisiaj spać? – zapytał. Pokręciłam głową na potwierdzenie jego słów. Przez chwilę panowała cisza.
- To może... – powiedzieliśmy w tym samym momencie, a po chwili zaczęliśmy się śmiać.
- Co chciałeś powiedzieć?
- Może pójdziemy na spacer?
- Zwariowałeś? O tej porze?
- Założysz jakąś bluzę, czy coś...ach, zapomniałem, że nie masz tutaj prawie żadnych swoich rzeczy...to nic, pożyczę ci jedną ze swoich. Nie będzie ci zimno, w końcu mamy lato.
- A jak ktoś nas napadnie?
Maslow się zaśmiał.
- To ja cię wtedy obronię, mała.
- Nie mów tak na mnie.
- Myślałem, że nie mogę na ciebie mówić Minnie.
- Tak też nie – powiedziałam. On znowu zaczynał być irytujący. A było tak miło.
- Dobra, przebierz się, ja też to zrobię i przyniosę ci zaraz jakąś bluzę, mała.
Szatyn wyszedł z mojego pokoju. Chwilę po tym wzięłam swoje wyprane ciuchy i szybko się przebrałam. Potem James, też już przebrany, wszedł do mojej sypialni i podał mi szarą bluzę z jakimś nadrukiem. Założyłam ją. Była bardzo wygodna i pachniała drogimi perfumami. Pachniała nim.
- Idziemy? – zapytał, a ja potaknęłam. Wyszliśmy z domu po cichu, tak żeby nikogo nie obudzić. Godzina 3.28 a my urządzamy sobie spacerek w świetle księżyca. Tego jeszcze nie było. Przemierzaliśmy opustoszałe ulice, milcząc. Niebo było całe pokryte gwiazdami, a księżyc w kształcie półkola świecił bardzo jasno.
Szliśmy blisko siebie, tak że w pewnym momencie nasze dłonie przez przypadek się dotknęły. Zamierzałam od razu zabrać rękę, ale ku mojemu zaskoczeniu, Maslow złączył nasze dłonie.
- Allie..- zatrzymaliśmy się na środku chodnika przy Sunrise Avenue – ja chciałbym cię przeprosić za moje zachowanie podczas naszej pierwszej rozmowy. Jest mi naprawdę głupio.
Nie puszczaj mojej dłoni, nie puszczaj mojej dłoni...
- Okay, ale to nie zmienia faktu, że jesteś dupkiem – odpowiedziałam.
To sprawia mi taką przyjemność...
- Jutro wrócimy do rzeczywistości, Minnie – spojrzałam na nasze splecione palce. To było tak cholernie miłe.
- Co masz na myśli? – zapytałam, pocierając kciukiem jego dłoń.
Niech ktoś je zespawa.
- Ja będę nazywał cię Minnie i będę z ciebie kpił, a ty będziesz się wściekać i mówić, że jestem dupkiem – patrzyliśmy sobie w oczy.
Po jakimś czasie wróciliśmy do domu. Weszliśmy tak samo cicho, jak weszliśmy. Stanęliśmy przed moim pokojem. Chciałam oddać szatynowi jego bluzę, ale pozwolił mi ją zatrzymać. Położyłam dłoń na klamce, gdy James złapał mnie w talii, spojrzał mi w oczy i powoli zaczął zbliżać swoją twarz do mojej. Myślałam, że serce wyskoczy mi z piersi. Zamknęłam oczy i czekałam, aż poczuję jego usta na swoich. Tak się jednak nie stało. Maslow pochylił się nade mną.
- Dobranoc, Minnie – wyszeptał mi do ucha. Uśmiechnął się złośliwie i poszedł do swojego pokoju.
Dupek. Cholerny, pieprzony, zadufany w sobie, arogancki dupek. 


_____________________

Czekając na transmisję z Oscarów, nabazgrałam coś takiego. 
James to zagadka, prawda? Raz jest milusi, innym razem wredny w stosunku do Allie. 
Jak sądzicie, co wydarzy się potem? Czekam na wasze opinie i sugestie :)

piątek, 20 lutego 2015

Chapter 2



- A gdzie ty się wybierasz? – zapytał Logan, kiedy próbowałam niepostrzeżenie wyjść z domu po poznaniu wszystkich domowników. Najmniej oczywiście polubiłam Jamesa. Ba, ja go nie znoszę. Sprawia, że mam ochotę wyrwać sobie rękę, by móc czymkolwiek w niego rzucić. Poznałam jeszcze Carlosa i Kendalla – obaj bardzo mili i sympatyczni, Sally i Vanessę – dziewczyny Carlosa i Logana, które też wydały mi się być w porządku, jednak chyba największą sympatią obdarzyłam samego Hendersona.
- Nie mogę przecież tutaj zostać – odpowiedziałam, nie zdejmując dłoni z klamki.
- Nie. Nie możesz stąd wyjść, dopóki nie dowiem się, co stało się zeszłej nocy.
- Ale Logan...
- Chodź do mojego pokoju, wszystko mi wyjaśnisz – brunet pociągnął mnie za rękę.
- A co im powiemy? – zapytałam, gdy już znaleźliśmy się w sypialni Logana.
- Nic. Oprowadzałem cię po domu, gdyby ktoś pytał – chłopak usiadł na łóżku i gestem dłoni wskazał na miejsce obok siebie. Niepewnie usiadłam. Po chwili zaczęłam mówić.
- Gdy  miałam 10 lat, moi rodzice zginęli w wypadku samochodowym. Wtedy przygarnęła mnie ciocia, której praktycznie nie znałam. Ona już wtedy mieszkała z jakimś facetem...i mieszka z nim nadal. John...bo tak ma na imię...on...najpierw tylko znęcał się nade mną psychicznie. Wyzwiska, wulgaryzmy, poniżanie, śmiech. Ale później to się zmieniło...on...zaczął mnie molestować...a gdy się sprzeciwiałam, to mnie bił. Ciocia doskonale o wszystkim wiedziała, ale nie widziała w tym żadnego problemu. I...wczorajszej nocy...on przyszedł do domu kompletnie pijany...i znowu mnie uderzył...- podniosłam lekko skrawek bluzki i pokazałam dużego siniaka -...on był wściekły...nazwał mnie nic niewartą szmatą...i krzyczał że mnie zabije...ja musiałam stamtąd uciec, rozumiesz?...a wtedy wy mnie znaleźliście...- łzy zaczęły kapać na moje spodnie. Logan przysunął się do mnie i mocno mnie przytulił. Czułam się bezpiecznie.
- Ile to trwa? – zapytał cicho.
- Siedem lat – odparłam również szeptem.
- Nie możesz tam wrócić, Allie – powiedział, nadal mnie obejmując.
- I mam zamieszkać pod mostem? – brunet cicho się zaśmiał.
- Wiesz, jakieś 7 mil stąd jest fajny most. Poznasz tam nowych kolegów, będziecie razem zdobywać jedzenie z pobliskiego lasu – rzekł z powagą. Spojrzałam na niego z oburzeniem. Byłam zirytowana jego poczuciem humoru. Bo on żartował, prawda? Odsunęłam się od niego.
- Ty mówisz poważnie? – zapytałam, a na jego twarzy malowało się niedowierzanie.
- Głupiutka jesteś, Allie.
- To gdzie ja mam pójść?
- Jezu, ty naprawdę jesteś taka niedomyślna? Nigdzie nie pójdziesz, zostajesz tutaj.
Stwierdzenie ”byłam zdziwiona” to za mało. Jak facet, który zna mnie niecałą dobę, może powiedzieć coś takiego? Przecież mogłabym go okłamać o mojej sytuacji, a w nocy go zamordować i uciec z forsą.
- Bądź poważny, Logan. To jakiś żart, tak?
- Ja jestem poważny. Mamy jeszcze dwa puste pokoje, nie ma żadnego problemu...
- Nie ma problemu? Ty siebie słyszysz? My się w ogóle nie znamy! I jak możesz proponować mi coś takiego, nie pytając pozostałych domowników o zdanie?
- Jeżeli mówię, że nie ma problemu, to nie ma problemu. Rozmawialiśmy już o tym...
- Ale jak...
- Nie przerywaj mi, proszę. Rozważaliśmy taką ewentualność, bo przecież musiał być jakiś powód, dla którego szlajałaś się w nocy poza domem i wspólnie stwierdziliśmy, że możesz z nami zamieszkać.
- Ale kiedy...
- Gdy spałaś. James zaczął tę rozmowę.
- James? – nie wierzyłam własnym uszom.
- No tak. A potem chyba siedział przy tobie całą noc, jak ja pojechałem po Vanessę.
- Jestem w szoku.
- Tak, to nie do pomyślenia, że dwudziestoletnia dziewczyna nie ma jeszcze prawa jazdy...
- Nie, chodzi mi o Jamesa.
- James ma prawo jazdy, ale po co miałby jechać po moją dziewczynę, kiedy ja mogłem? – i to niby ja jestem ta głupia?
- Naprawdę siedział przy mnie całą noc?
- Na to wygląda. Chyba wpadłaś mu w oko – powiedział, a na jego twarzy pojawił się uśmieszek.
- Nie sądzę. Po naszej pierwszej rozmowie mogę stwierdzić, że jest aroganckim dupkiem. A przynajmniej w stosunku do mnie.
- Serio? Pierwsze wrażenie często jest mylne.
- Był dla mnie niemiły i kpił sobie ze mnie! – zrobiłam obrażoną minę.
- To straszne. Chyba sobie z nim pogadam o niewłaściwym traktowaniu kobiet.
- Ty też sobie ze mnie kpisz!
- Nie, naprawdę z nim pogadam!
- Tak? O seksie i piłce?
- Faceci mają też inne tematy do rozmowy!
- Ciekawa jestem jakie – ale tego już się nie dowiedziałam, gdyż drzwi od pokoju się otworzyły i stanął w nich Kendall.
- O, tu jesteście. Zejdziecie na dół? Robimy maraton filmowy – rzekł blondyn.
- Tak, jasne – Henderson wstał, więc zrobiłam to samo – Kendall, poznaj naszą nową współlokatorkę, Allie – wyszczerzył się, a Schmidt podszedł do mnie i wyciągnął rękę. Spojrzałam zaskoczona na Logana, a potem uścisnęłam dłoń uśmiechniętego blondyna.
- Cieszę się, że nasze grono się powiększa – powiedział Kendall.
- Moment, chwila. Przecież ja nie powiedziałam, że tu zamieszkam! – wyraziłam oburzenie.
- Masz rację. Ja powiedziałem – odparł Henderson.
- Chodźmy na dół. Musisz się zintegrować z resztą tych debili – oznajmił Schmidt ze śmiechem. Po chwili zeszliśmy do salonu i zastaliśmy szanowne grono kinomanów...rzucających się płytami. James i Sally chyba się kłócili.
- Oglądamy ”Kobietę w Czerni” i nie chcę słyszeć o jakiejś głupiej komedii romantycznej! – awanturował się Maslow.
- ”Titanic” to nie komedia, kretynie! – wrzeszczała dziewczyna Carlosa.
- Tak? To dlaczego się śmiałem? – odparł szatyn.
- Bo jesteś idiotą!
Tak. James i Sally na pewno się kłócili. Nagle płyta z ”Incepcją” poleciała w moją stronę. Mogliby się opanować trochę. Ile oni mają lat? 9? Po chwili, w której James skrytykował gust Sally, Vanessa podeszła do półki z filmami i zaczęła przeglądać. Po jakichś trzech minutach znalazła dwa tytuły, które widocznie jej się spodobały, bo zrobiła wyliczankę.

Eeny, meeny, miny, moe,
Catch a tiger by the toe.
If he hollers, let him go,
Eeny, meeny, miny, moe.

Pamiętam tę wyliczankę z przedszkola. Często jej używaliśmy w różnych zabawach.
- Oglądamy ”Szybcy i Wściekli”. Czy ktoś ma jakiś problem? – Vanessa wypowiedziała to takim tonem, że wszyscy zamilkli.
- Świetnie. Carlos, kochanie, spadaj z mojego miejsca – zwróciła się do Latynosa, a ten wywrócił oczami i zrobił jej miejsce obok siebie. Ja natomiast usadowiłam się obok wybranki Logana. Spędziłam naprawdę miły wieczór. Nie pamiętam, kiedy byłam tak szczęśliwa. A to dopiero początek. 


____________________


Dżizas, jakie to marne ;-; 
Wiem, że 97% tego rozdziału to dialogi, przepraszam. Wyszło beznadziejnie. Mogą pojawić się błędy, ale nie miałam czasu, by to jeszcze raz przeczytać. 
I chciałabym podziękować za pierwsze komentarze! Jest mi bardzo miło, gdy czytam, że wam się podoba :) 

wtorek, 17 lutego 2015

Chapter 1

Ciemność. Tylko to widziałam. Cały czas biegłam przed siebie, czując jak moje płuca powoli odmawiają posłuszeństwa. Zatrzymałam się przy jakimś ogromnym drzewie. Usiadłam pod nim i starałam się uspokoić swój oddech.
Raz, dwa, trzy...
Usłyszałam jakieś głosy. Byli coraz bliżej.
Tu nikogo nie ma, ty po prostu wariujesz...
- Ej, widzisz to? – usłyszałam coraz wyraźniejszy męski głos.
To nie dzieje się naprawdę...
To nie może się dziać...

- Kto to jest? – odpowiedział mu jego znajomy.
...cztery, pięć, sześć...
- Hej, słyszysz mnie? – jak przez mgłę dostrzegłam pochylającą się nade mną postać.
...siedem, osiem, dziewięć...
- Stary, ona nie reaguje. Weźmy ją do domu, jest cała zmarznięta.
...dziesięć, jedenaście, dwanaście...
- Ma otwarte oczy. Co jej się mogło stać? Dlaczego nie odpowiada? – poczułam kolejne łzy spływające po moich policzkach.
- Nie będziemy się teraz bawić w lekarzy! Trzeba jej pomóc. – ciepłe dłonie podniosły mnie z ziemi, a sekundę później znajdowałam się na rękach jednego z mężczyzn. Nie mogłam nic zrobić. Nie mogłam mówić, krzyczeć, szarpać się. Nic. Byłam sparaliżowana. Ostatnie co pamiętam, to wymiana zdań pomiędzy nieznanymi mi mężczyznami.
- Jak myślisz, co by było gdybyśmy jej nie znaleźli?
Przez chwilę panowała cisza.
- Wiesz, wolę sobie tego nie wyobrażać. – potem dodał coś o temperaturze. Zaraz po tym odpłynęłam.
Oślepiające światło było skierowane prosto na mnie. Byłam zdezorientowana. Nie mogłam oddychać. Czułam palące kłucie w okolicach lewego przedramienia. Spojrzałam na nie, a ono... płonęło. Czułam narastającą panikę. Nie wiedziałam, co robić. Przecież za chwilę moja ręka cała spłonie. Rozejrzałam się po wielkim białym pomieszczeniu. Nic tu nie było. Chciałam zacząć krzyczeć, ale coś mi na to nie pozwalało. Po chwili zorientowałam się, dlaczego nie mogłam oddychać. Dotknęłam swojej twarzy i wyczułam coś dziwnego w okolicy ust. Zamarłam. Na wargach miałam...nić. Moje usta były zszyte. W momencie, w którym to sobie uświadomiłam, poczułam ból w tym miejscu. Przeraźliwie mocny ból. Moją rękę nadal otaczał ogień. Uniosłam wzrok i coś przykuło moją uwagę. Była to miska. Znajdowała się na drugim końcu pomieszczenia. Pobiegłam w tę stronę. Pochyliłam się nad miską i włożyłam rękę do zimnej wody. Ogień nie ustąpił, wręcz przeciwnie – zdawało się, jakby płomienie się powiększyły. Chciałam jeszcze raz zanurzyć rękę w wodzie, ale gdy tylko dotknęłam opuszkami palców tafli wody, ciecz zmieniła się w lód. Myślałam, że już nie ma dla mnie ratunku, gdy nagle usłyszałam szepty. Uniosłam głowę i zobaczyłam ludzi. Dziesiątki, a może i setki.
Pomóżcie mi.
Potrzebuję czyjejś pomocy.
Pomóżcie mi, błagam.
Ale nikt nie zamierzał mi pomóc. Tylko patrzyli i szeptali. Mogę nawet przysiąc, że słyszałam śmiechy. Poczułam, jak upadam. To był koniec, to już...

- Spokojnie, już wszystko dobrze. Miałaś tylko zły sen.
Zły sen, tak. To był tylko zły sen. Kolejny koszmar...
Rozejrzałam się po miejscu, w którym się znajdowałam. Leżałam na łóżku, na pewno nie moim. Nie byłam w swoim ”domu” (bo nie mogłam nazwać domem miejsca, w którym zazwyczaj śpię). Tu było inaczej...Było ciepło. Jasno. Miło. Bezpiecznie?
- Gdzie...gdzie ja jestem? – zapytałam zachrypniętym głosem, podnosząc się z łóżka. Przy mnie siedział szatyn. – Kim ty jesteś? Jak długo spałam?
- Spokojnie, siadaj – powiedział chłopak łagodnym głosem, gdy zerwałam się z łóżka. Zrobiłam to, o co prosił. – Ja jestem James, a ty jak masz na imię?
- Gdzie ja jestem?! – zdenerwowałam się.
- Uspokój się. Będzie nam łatwiej, jeśli poznamy swoje imiona, prawda? Nie wiem, jak się do ciebie zwracać, dziewczyno... SIADAJ – złapał moją dłoń, a wtedy oprzytomniałam. Wczorajsza noc. Ucieczka. Drzewo. Dwaj nieznajomi. Ten dotyk. To jeden z tych chłopaków.
Ponownie usiadłam.
- Powiesz mi, jak masz na imię? – zapytał. Milczałam przez chwilę. Wzięłam do rąk miękką poduszkę i wlepiłam w nią wzrok.
- Jak długo tu spałam? – zapytałam, nadal przyglądając się przedmiotowi, na którym ułożona była moja głowa tej nocy.
- Zacznijmy jeszcze raz. Ja jestem James, a ty...- pokręciłam przecząco głową -...z jakiegoś powodu nie chcesz podać mi swojego imienia, więc będę nazywał cię Minnie – chciałam wyrazić swoje oburzenie, ale nie dał mi dojść do głosu – i nie obchodzi mnie, czy ci się to podoba, czy nie, myszko. A teraz wysłuchasz mojej wersji wydarzeń z wczorajszej nocy.
Milutko.
- Wczoraj w nocy wyszedłem z moim przyjacielem Loganem, bo miał po nas przyjechać inny kumpel i czekaliśmy na niego pod domem. Nagle Logan zauważył coś przy drzewie. Nie uwierzysz. Okazało się, że to byłaś ty, Minnie! Siedziałaś pod tym drzewem cała zmarznięta, i gdybyś została tam jeszcze kilka godzin, to nie wiem co by z tobą było...
”...wolę sobie tego nie wyobrażać”
- ...więc musieliśmy ci pomóc. Wziąłem cię na ręce i przyniosłem tutaj. Okryłem cię ciepłym kocem i dałem ci tę poduszkę, która tak bardzo ci się podoba. – wskazał na przedmiot w moich dłoniach. – Masz, napij się. – podał mi kubek. Wzięłam go niepewnie.
- Nie bój się, Minnie, to nie trucizna. – uśmiechnął się lekko, a ja upiłam łyk herbaty.
- A co z tym drugim...Longinem? – zapytałam, a szatyn się zaśmiał.
- Logan jest cały i zdrowy, pojechał po swoją dziewczynę. – Logan, ugh. Dlaczego ja zawsze muszę z siebie zrobić idiotkę? Nagle coś mnie zaciekawiło.
- Mieszkacie razem? – wypaliłam.
- W tym domu mieszka w sumie...cztery, pięć...sześć osób. – to daje trochę do myślenia.
- W czyim łóżku śpię? – nagle coś do mnie dotarło – I CO JA MAM NA SOBIE?!
- Nie krzycz tak, Minnie, bo ogłuchnę. Co do twoich pytań...jesteśmy właśnie w pokoju gościnnym, to łóżko nie należy do nikogo...nie patrz na mnie tak, jakbyś chciała mnie zabić, Minnie, ja cię przecież nie przebierałem!
- A KTO?!
- SAMA SIĘ PRZEBRAŁAŚ, NIE PAMIĘTASZ? MINNIE, SKLEROZA W TYM WIEKU?
- CZYJA JEST TA PIŻAMA? I SKĄD WIESZ, ILE MAM LAT?!
- WYGLĄDASZ MI NA MNIEJ NIŻ 60, WIĘC STWIERDZIŁEM, ŻE NIE POWINNAŚ MIEĆ PROBLEMÓW Z PAMIĘCIĄ!
- CZYJA.JEST.TA.PIŻAMA.
- TA PIŻAMA NALEŻY DO SALLY. TAK, SALLY Z NAMI MIESZKA. TAK, POZWOLIŁA CI JĄ ZAŁOŻYĆ.
- Ktoś jest w tym domu oprócz nas?
- Nikogo nie ma. Ale nie bój się, Minnie, nie zamierzam cię zgwałcić.
- Ale ja...
- Widzę tę panikę w twoich oczach.
- Ja wcale...
- Wiem, ty wcale się nie boisz, Minnie, tak...
- DAJ MI COŚ POWIEDZIEĆ, DO JASNEJ CHOLERY!
- Co takiego chcesz powiedzieć, Minnie?
- Nie mów tak na mnie.
- Jak, Minnie?
- Właśnie tak.
- Ale Minnie...
- Jestem Allie. I NIGDY WIĘCEJ NIE MÓW NA MNIE MINNIE.
- Prawie trafiłem! Dobrze, M... Allie. – James poprawił się, gdy zobaczył moją minę.


____________________

Oto pierwszy rozdział! Szybko, prawda? :D Nie mam pojęcia, kiedy będzie następny. Przypominam o asku i twitterze (prawa strona, na górze)
Jak wam się podobało/nie podobało? :) Liczę na szczere opinie!