niedziela, 9 sierpnia 2015

Chapter 12

- Czy masz przeczucie, jak umrzesz? – tak brzmiało kolejne pytanie z listy. Ja już wiedziałam, jak umrę. Zamarznę i utonę w tym deszczu. Zawsze twierdziłam, że kocham deszcz. Tak, ale dzisiaj nasza miłość się chyba wypaliła. Chciałam już udać się do łóżka z ciepłym kocem i kubkiem herbaty. Gdybym powiedziała o tym mojemu towarzyszowi, na pewno by się zgodził i wrócilibyśmy do domu. Ale nie. Allie Smith nie okaże słabości. To nic, że potem przez miesiąc będę się kurować, trzeba być silnym! Z moją głową zaczynało dziać się coś złego.
- Pewnie ze starości. Będę miał osiemdziesiątkę na karku i kopnę w kalendarz. Takie życie – odpowiedział Kendall.
- Taka śmierć – dodałam – Jeśli chodzi o mnie, to choroba. Nie wiem jaka, ale na pewno to będzie choroba.
- Skąd ta pewność?
- Nie wiem, zimno mi, wszystko mnie boli, jestem cała mokra. Mam wrażenie, że za chwilę będziesz musiał zakopać tu moje zwłoki.
- Już kończymy, pomyśl o czymś ciepłym.
- Kakao?
- Może być kakao.
- Zrobisz mi kakao, jak wrócimy?
- Jasne, zrobię ci kakao.
- Lubię kakao, wiesz?
- Każdy lubi kakao.
- Kakao jest ciepłe, prawda?
- Tak, Allie, kakao jest bardzo ciepłe. Chyba, że włożysz kubek do zamrażarki.
- Do zamrażarki...to tak jakby...zabić ideę kakao...kakao musi być ciepłe.
- Będziesz miała najcieplejsze kakao na świecie, ale najpierw musimy skończyć grę.
- Czekaj. Zauważyłeś te podobieństwo nazwisk? Schmidt – Smith – Smith – Schmidt. A co jak jesteśmy rodzeństwem, tylko ktoś się pomylił w papierach?
- Może masz rację, koniecznie trzeba to sprawdzić, siostro.
Szybko odpowiadaliśmy na resztę pytań. Musieliśmy opowiedzieć jak najwięcej o swoim życiu w 4 minuty. Powiedziałam Kendallowi, że moi rodzice zginęli w wypadku, gdy byłam mała. Że wychowywałam się w piekle. Że nigdy nie miałam przyjaciół. I resztę swojego żałosnego losu. Schmidt natomiast podzielił się ze mną faktem, że jako dzieciak był zmuszany przez rodzinę do gry na gitarze. Na początku nie dawał sobie z tym rady i miał serdecznie dość tych strun, ale z czasem umiał grać coraz lepiej i sprawiało mu to coraz większą przyjemność. Dzisiaj nie wyobraża sobie życia bez muzyki. Dowiedziałam się również, że dzieci często mu dokuczały w szkole.
- Powiedz partnerce coś, co ci się w niej podoba – przeczytał chłopak, spoglądając na mnie. Zlustrował mnie wzrokiem.
- No dalej, powiedz, że nic ci...
- Uśmiech, dłonie, nogi...- wyliczył. Kłamca, powiedział tak tylko dlatego, żeby mi nie sprawić przykrości.
- Oczy – odparłam zaraz, patrząc na niego.
Opowiadaliśmy jeszcze o swoich wspomnieniach, zawstydzających momentach, marzeniach. Po ostatnim pytaniu zerwałam się z miejsca i zaczęłam biec. Nie zwracałam uwagi na krzyki Kendalla. Minęło kilka minut, a ja uświadomiłam sobie, że nie wiem, w którą stronę mam biec. Przecież to był labirynt. Jak miałam się z niego wydostać? Przestało padać, ale to nie sprawiło, że poczułam się lepiej. Powoli traciłam zmysły.
Brawo idiotko, teraz minie kilka godzin, zanim znajdziesz wyjście.
Zaczęły boleć mnie nogi, więc zwolniłam tempo. Minęły 2 godziny, a ja nadal szłam na oślep. Może zbliżałam się do celu, może oddałam się od niego. To wiedział tylko Bóg.
Los chyba się do mnie uśmiechnął, bo usłyszałam rozmowę dwojga osób. Serce podeszło mi do gardła, gdy rozpoznałam te głosy. Siostra Logana, Veronica. I...on. James Maslow we własnej osobie. Wiem, że nie powinnam podsłuchiwać, ale to było silniejsze ode mnie. Wyrzuty sumienia dopadną mnie później. Zadała mu jakieś pytanie, ale nie zrozumiałam. Musiałam podejść trochę bliżej.
- ...ale to jeszcze nic. Gdy miałem pięć lat, ona po prostu wyszła z domu, bo kazałem jej przynieść mi jakąś zabawkę. I wszystko było okay. Weszła do sklepu i nawet do mnie zadzwoniła, jak oglądała zabawki i zastanawiała się, co wybrać. Powiedziała, że przywiezie mi za chwilę nowy samochodzik do kolekcji - zaśmiał się krótko pod nosem – Ale wiesz co? Minęło pół godziny, a ona nadal nie przyjechała. Minęło kilka godzin, a jej ciągle nie było. Byłem na nią zły – głos mu się załamał – Ale ona już nigdy nie wróciła.
Zrobiło mi się tak cholernie przykro. Chciałam go jakoś pocieszyć. Chciałam, żeby przestał cierpieć. Gdy usłyszałam jego głos, tak bardzo przepełniony bólem, momentalnie zaczęła boleć mnie głowa.
- James, nie możesz się obwiniać, byłeś dzieckiem. Poza tym nie mogłeś przewidzieć, że jakiś wariat spowoduje wypadek – odparła dziewczyna. Maslow chyba chciał jeszcze coś powiedzieć, ale zaczął kaszleć.
To miała być rozmowa między nimi dwojga.
To miała usłyszeć tylko Veronica.
Nie powinnam o tym wiedzieć.
Odwróciłam się i zamarłam.
- A kuku! – usłyszałam głos Hendersona. Obok niego stał Carlos.
- A co to, podsłuchujemy? – zapytał Latynos.
- Ja? Ja nigdy bym...
- Co robisz tu sama? – Logan spytał cicho. Nie chcieliśmy, żeby tamci nas usłyszeli – Gdzie twój towarzysz lub towarzyszka?
- Kendall...on...nie wiem...pobiegłam sama...i...- zrobiło mi się słabo. Poczułam, jak tracę panowanie nad nogami. Od bliskiego spotkania z ziemią uratował mnie Pena, który mnie złapał w ostatniej chwili.
- Chodźmy już. Jesteś cała lodowata.
Chłopaki znali drogę i po jakimś czasie dotarliśmy do miejsca, gdzie zaparkowaliśmy naszymi samochodami. Dosłownie wepchnęli mnie do środka, a Logan otulił mnie kocem.
- Przepraszam, przez nas znowu będziesz chora...
- Nic mi – kichnęłam – nie jest.
- A ja jestem księżniczką – odpowiedział ironicznie brunet.
- Stary, nie tylko ona się rozchoruje. Ja też nie czuję się najlepiej – odezwał się Carlos, kaszląc.

- Tylko mi tu nie pozdychajcie, okay? Wujek Logan się wami zajmie. 
________________________________________________________________________________
Na samym początku chciałabym coś sprostować. W ostatnim rozdziale Allie i Kendall NIE uprawiali seksu ani nawet się NIE pocałowali. Myślałam, że to było jasne, ale wyciągnęliście błędne wnioski. Mówiłam też, że wyjaśnię, o co chodzi z tymi pytaniami. W realnym świecie istnieje 36 takich pytań, które mogą sprawić, że dwie osoby zbliżą się do siebie. Do opowiadania wybrałam tylko kilka, całość możecie znaleźć, wpisując w Google '36 pytań dr Arona'. 
Bardzo proszę o komentarze, bo ich ilość nie jest adekwatna do liczby odwiedzin bloga ._. Ja naprawdę chcę wiedzieć, co myślicie ._. Powiedzcie mi, co wam się nie podoba ._. Jestem tu dla was przecież ._. 
A TERAZ NIECH KTOŚ ZROBI MI KAKAO, BO JEST TAK ZIMNO, ŻE NIE WYRABIAM. 
znowu się rozpisałam ;-; 

2 komentarze:

  1. Hahhaha ta początkowa konwersacja pomiędzy Allie i Kendallem leje 😂
    Każdy kocha kakao przecież ❤
    Allie nie ładnie tak podsłuchiwać! A swoją drogą to biedny James.. :'c oby okazał się zupełnie inny niż przedtem.
    Wgl haha teraz Carlos wkroczył do akcji? Napisałabym że już wszystkich zaliczyła, ale głupio to brzmi :P
    To o seksie było na jaja! XD bynajmniej z mojej strony...
    Super i czekam na nn ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. teraz wszyscy będą chorzy. Ale spokojnie wujek Logan o nich zadba :D Albo sam też sie rozchoruje i dupa blada ^^
    Rozmowa o kakale rozbraja :D Alie zachowywała sie jakoś dziwnie wgl... biegała, gadała bez sensu, mdlała... Co z nią? To od tego zimna czy jak? :D
    Super rozdział i czekam na kolejny :)

    OdpowiedzUsuń